„The Thing #1” (2021) – Recenzja
The Thing #1 (2021)
Coś niezłego
Po nowej serii o tytule The Thing nie spodziewałem się wiele. Może właśnie dlatego dopiero co wypuszczony pierwszy zeszyt, okazał się być całkiem pozytywnym zaskoczeniem… a może nie? Tak czy inaczej, jest to jednak przyjemna rozrywka i warto się z tą pozycją zapoznać.
THE NEXT BIG THING Begins Here! Renowned storyteller Walter Mosley brings his signature style to a sweeping saga of Yancy Street’s favorite son that will range from the urban sprawl of the back alleys of Manhattan to the farthest reaches of the cosmos itself! A lonely evening and a chance encounter (or is it?) sends Ben Grimm embarking on a sojourn that will have him encountering – and battling – figures both old and new. Featuring guest appearances from figures drawn from throughout the Marvel Universe as well as precision artwork by Tom Reilly, THE NEXT BIG THING will remind audiences why the Thing is one of the most popular and beloved characters in the history of comics!
Ten The Thing #1 jest lekki i prosty, a przy okazji bardzo nastrojowy. Jednakże przede wszystkim jest to przyjemna lekturą. Nie wymaga wiele od czytelnika – ani ambicji, ani przesadnej znajomości wydarzeń – ale nie nudzi też ani przez chwilę, potrafi za to zaciekawić: tak w ramach tego zeszytu, jak i na przyszłość.
Co więcej? Mamy tu przyjemną dla oka szatę graficzną, prostą, pozbawioną nadmiaru detali, ozdobioną równie nieskomplikowanym kolorem, ale wypadającą o wiele lepiej niż wszelkiej maści komputerowe fajerwerki i szalone popisy technicznych możliwości. I właściwie nie zawodzi na żadnym graficznym polu.
Słowem, a nawet dwoma, podsumowania: coś niezłego. I to na tyle udanego, by warto było sięgnąć po ten, jak i po kolejne zeszyty. Tym bardziej, jeśli lubicie postać.
Autor: WKP
Owa postać również jest bardzo sympatyczna. Chętnie poczytalbym jego przygody.