„Thor: Kres Wojny” (Tom 3) – Recenzja
Thor: Kres Wojny (Tom 3)
Dawno do moich rąk nie trafił jakikolwiek komiks o przygodach Thora Gromowładnego. Stwierdziłam, że czas to zmienić i przyjrzeć się bliżej komiksowej wersji nordyckiego boga piorunów. Wybór padł na Thor: Kres Wojny od Jasona Aarona. Czy wybór okazał się słuszny? Czy kolejny raz przyszło mi się rozczarować, gdyż ostatnio nie trafiam najlepiej z opowieściami tego formatu…?
Wojna Światów dobiegła końca, ale wiele spraw zostało niewyjaśnionych. Loki, adoptowany w dzieciństwie przez Odyna, po raz pierwszy miał okazję zbliżyć się do lodowych olbrzymów, ludu swojego biologicznego ojca. Co z tego wyniknęło? Czy Cul Borson, bóg strachu, zdołał odkupić swoje winy podczas sekretnej misji w krainie mrocznych elfów? I co oznacza kres wojny dla samego Thora? Co Gromowładny uczyni teraz, kiedy nie musi już walczyć o wszystkie Dziesięć Królestw?
Każdy zeszyt opowiada osobną historię. Laufey pożera Lokiego, a ten będąc żywcem trawionym udaje się w egzystencjalną podróż, w której poddaje refleksji wszystko złe co uczynił. Następnie Cul Borson opowiada o swojej historii z Odynem oraz zastanawia się czy faktycznie rola boga strachu jest jego przeznaczeniem. Czy nie powinien jednak uratować zniewolone elfy. Później młody Thor postanawia za wszelką cenę udźwignąć Mjolnira, lecz gdy poznaje inne wersje siebie i musi stanąć do walki przeciwko opętanemu przez symbiota Malekithowi zmieniają mu się priorytety. Na samym końcu Thor zostaje mianowany królem i robi wszystko, żeby spóźnić się na ceremonię koronacji. Tak więc, jako jedna koherentna historia, komiks wypada dosyć słabo, ale traktując każdą z tych opowieści jako osobną część, można się świetnie bawić w trakcie lektury.
Każda z postaci jest świetnie wykreowana, ma do opowiedzenia coś ważnego i pozwala czytelnikowi przyjrzeć się też sobie. Można być bogiem kłamstw i oszustw, strachu, piorunów, a wciąż, mimo swojej mocy i siły, czuć się bezradnym, nie tylko wobec zagrożeń fizycznych, ale również własnych doświadczeń, wspomnień i bolesnych przeżyć. Możemy takze stanąć do walki z własnymi demonami, albo możemy im ulec i się poddać. Podoba mi się taki przekaz.
Za stronę wizualną Thor: Kres wojny odpowiada Mike Del Mundo oraz Scott Hepburn, a za kolorystykę również Mike Del Mundo oraz Marco D’Alfonso i Matthew Wilson. Zarówno kreska, jak i kolory bardzo mi się podobają. Nie mam żadnych zażaleń. Wszystko prezentuje się ładnie, estetycznie, a przede wszystkim wyraźnie. Momentami aż za dużo się dzieje w kadrach, ale nie na tyle, żeby przeszkadzało mi to jakoś w czytaniu. Mam jednak zastrzeżenia co do czcionki, gdyż początkowo ciężko było mi rozszyfrować specyficzny kształt literek. Z czasem oczywiście się przyzwyczaiłam, ale dla kogoś kto lubi najprostszą czcionkę, to może to przeszkadzać.
Oprawa jest elastyczna, miękka, ale twarda na tyle, że rogi się nie wyginają. Okładki główne oraz alternatywne prezentują się znakomicie. Uwielbiam oglądać proces tworzenia poszczególnych kadrów, także cieszę się, że na sam koniec pokazano ich dużo. Wszystkie są piękne. Tłumaczenie Marcelego Szpaka wydaje mi się bardzo dobre. Na tyle, że niektóre cytaty utknęły mi w pamięci.
Podsumowując, Thor: Kres Wojny to ciekawa lektura, którą czyta się szybko i z przyjemnością. Nie jest to komiks, przy którym można się pośmiać, a raczej zachęca do refleksji i głębszego zastanowienia się nad sobą. Cena 49,99 zł jest więc tego warta.
Autorka: Rose (Vombelka)
Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Egmont Polska. Jeśli recenzja Was przekonała do zakupu – opisywaną serię/tom możecie nabyć tutaj.