„Uncanny Avengers: Preludium do Axis” (tom 5) – Recenzja
Uncanny Avengers: Preludium do Axis
Pod koniec ubiegłego miesiąca na półki (również te wirtualne) polskich sklepów z komiksami trafił piąty tom serii Uncanny Avengers. Jego podtytuł to Preludium do Axis, gdyż, jak można się domyślić, działa on jako wprowadzenie do eventu o tej właśnie nazwie. „Axis” oznacza w języku angielskim „oś”. Dokładnie w tym samym kierunku podąża całe to specyficzne wydarzenie. Mówiąc najprościej – dochodzi w nim do odwrócenia ról. Niektóre postaci pozytywne stają się negatywne i vice versa. Osie się odwracają… no, ale to dłuższa historia. Skupmy się zatem na tym, co tym razem dostarczył nam Egmont.
W skład tomiku wchodzą materiały, które opublikowano pierwotnie w zeszytach Uncanny Avengers #23-25 oraz Annual #1, a także Magneto #9-10. Komiksy te ukazały się na rynku na przełomie lat 2014/2015. Cały wolumin wyceniony został na 39,99 zł, co w żaden sposób nie zaskakuje. Przejdźmy zatem do fabuły.
Za scenariusz odpowiada tutaj duet Rick Remender & Cullen Bunn (choć w większości ten pierwszy), a fabuła jest naprawdę mocno „pogrzana”! Tak, myślę, że to słowo najlepiej nadaje się do opisania sytuacji, która tu zachodzi, gdyż Red Skull przejmuje potężne zdolności telepatyczne Charlesa Xaviera, stając się Onslaughtem. Warto również nadmienić, że nowe moce nie objawiają się u niego w jakiś magiczny sposób. Nazista zwyczajnie dostaje… mózg „ojca” X-Menów. W to wszystko zamieszany jest przy okazji kolejny niebywale silny Mutant – Magneto – który bierze sprawy we własne ręce. Brzmi zachęcająco? No to sprawdźmy, jak prezentuje się opis z tyłu okładki:
Drużyna Jedności pokonała Kanga i ocaliła Ziemię, ale jaką cenę przyjdzie jej za to zapłacić? Podczas gdy Havok i Wasp próbują pogodzić się ze stratą córki, na horyzoncie pojawia się kolejne zagrożenie. Dręczony wspomnieniami Magneto odkrywa straszliwą tajemnicę, która zmusza go do krwawej rozprawy z Red Skullem. Wróg, który posiadł moce samego Charlesa Xaviera, może teraz zagrozić równowadze całego uniwersum! Dodatkowo: wyprawa do świata Mojo i zaskakujący debiut całkiem nowych i przerażających Avengers!
Co wydarzy się dalej i jakie przyniesie to skutki, musicie dowiedzieć się niestety sami. Axis to event, który ma niesamowicie dużą liczbę zwolenników, co hejterów, choć muszę przyznać, że osobiście przy tej historii nigdy źle się nie bawiłem. Może ze względu na jej totalny absurd, który przez bohaterów jest traktowany śmiertelnie poważnie? Nie wiem, ale naprawdę dobrze mi się to czytało i w dalszym ciągu czyta. Jeszcze tylko dodam, że Remender ma zdecydowanie lepsze opowieści w swoim dorobku, jak chociażby niedawno wydane (przez Mucha Comics) w naszym kraju Uncanny X-Force.
Każdy fan Marvel znajdzie tu coś dla siebie. Mam tu na myśli prawdziwą plejadę gwiazd, która przewija się na kartach Preludium. Pojawiają się tu bowiem Kapitan Ameryka, Wolverine, Thor, Scarlet Witch, Rogue, Wonder Man czy wspomniani już wcześniej Wasp, Havok i Magneto. Nie ma zatem możliwości, aby komuś tu nie kibicować. Należy też wspomnieć, że Avengersi i X-Meni są zmuszeni połączyć siły, aby być w stanie cokolwiek ugrać. Niestety, skutek jest odwrotny do zamierzonego i w związku z tym rozpętuje się jeszcze większy chaos. Mnie z kolei zawsze najbardziej podobała się relacja Wandy i Magnusa. To jeden z takich prawdziwych pozytywów tego albumu, bo nie ma ich wiele. Dla przykładu – końcowe strony z zeszytu Annual rozgrywają się w świecie Mojo, co nie ma absolutnie żadnego wpływu na wątek główny. Równie dobrze mogłoby tego nie być, a czytelnik i tak by tego specjalnie nie odczuł.
Kolejną rzeczą, na którą trochę popsioczę jest szata graficzna. Artyści całkowicie „poszli po bandzie” i zafundowali czytelnikom prawdziwie eklektyczne doznania. Mieszanina różnych stylów sprawia, że całość prezentuje się dość nierówno. Nie jest źle, ale do bycia dobrym też trochę tu brakuje. Wszystko dzięki trzem osobom, którymi są: Sanford Greene, Gabriel Hernandez Walta oraz Salvador Larocca. Jeśli mam być szczery, dla mnie cały album mógłby zostać okraszony tylko i wyłącznie pracami tego trzeciego (w których zakochałem się od momentu, gdy zaczął pomagać przy ilustrowaniu przygód Iron Mana), bo przesadzony rysunkowy misz-masz zazwyczaj dobrym pomysłem nie jest i ciężko się przez takie coś przebić. W tym przypadku najbardziej bolą chyba twarze bohaterów. W skrócie – jest stabilnie, ale bez rewelacji.
Polskie wydanie to egmontowy standard, którego nie ma chyba sensu po raz kolejny opisywać. Na zewnątrz tekturowa obwoluta, a wewnątrz śliski kredowy papier. Tomik wieńczy galeria okładek wariantowych, na które zawsze się miło patrzy. Ostatnia strona to z kolei zapowiedź kolejnego woluminu, będącego kontynuacją Preludium – Avengers i X-Men: Axis, który w Polsce zostanie wydany już niedługo, bo 21 lutego. Za tłumaczenie z języka angielskiego odpowiada tu Jacek Drewnowski.
Uncanny Avengers: Preludium do Axis to w ostatecznym rozrachunku komiks, który nie zachwyca; z zakończeniem, które łatwo odgadnąć, choć w dalszym ciągu jest ono dość niespodziewane. Z drugiej strony – często bywa tak, że wprowadzenia do dużych crossoverów są napisane bardzo średnio i raczej męczą niż zachęcają do dalszego czytania. Tutaj jest w pewnym sensie podobnie. Niektóre wątki są pourywane i trzeba po prostu uwierzyć w to, co się widzi, mając nadzieję, że z kolejnymi zeszytami dostanie się jakiekolwiek wytłumaczenie… Nie brzmi zachęcająco, prawda? Cóż. Aż tak źle nie jest, ale mogłoby być znacznie lepiej.
Autor: SQ
Za egzemplarz do recenzji dziękujemy wydawnictwu Egmont Polska.