„Moon Knight: From The Dead” (2014) – Recenzja
Moon Knight: From The Dead
Moon Knight to bardzo słabo znana postać na terenie naszego kraju, niemniej jednak ten stan rzeczy powoli ulega zmianie, albowiem plotki o serialu Netflixa poświęconego tej postaci pojawiają się coraz częściej. Ponadto szalona popularność Marvela sprawia, że postronni ludzie chętniej sięgają po komiksy, które są teraz coraz łatwiej dostępne dla przeciętnego zjadacza chleba. W związku z tym, istnieje duża szansa, że taki Kowalski chwyci za tomik Warrena Ellisa Moon Knight: From The Dead, poświęcony księżycowemu rycerzowi, który jest zdecydowanie jednym z komiksów z serii MARVEL NOW!, które są warte przeczytania.
Wyżej wymieniony przeze mnie zeszyt to dobry start dla świeżaka, bowiem mamy tu okazję poznać osobę Marca Spectora w kilku, niezależnych historiach, w których bohater przywdziewa każdą z osobowości, jakie w sobie nosi. Moon Knight nie jest do końca normalną osobą, cierpi na silną formę rozdwojenia jaźni, do tego stopnia, że kiedyś wierzył, iż jest Spider-Manem, Kapitanem Ameryką czy Wolverine’em. Obecnie jednak jest ludzkim avatarem Boga zwanego Khonshu, który niegdyś uratował go od pewnej śmierci na pustyni. Od tamtej pory Spector przywdziewa fikuśne wdzianko i nocą zmienia się w obrońcę sprawiedliwości, mianowanego nie raz najlepszym detektywem świata (skojarzenia z pewnym bohaterem ze stajni DC są tu jak najbardziej wskazane).
I tak mamy tutaj historie, w których Marc zmierzy się z Black Spectre, zawalczy z niespokojnymi duszami, które nawiedzają Nowy Jork czy też oczyści budynek z bandziorów, by uratować zakładnika… w pojedynkę; w bonusie dostajemy też parę innych, interesujących opowiadań. O ile nie są to historie w żaden sposób wybitne na tle innych przygód ze świata Marvela, tak oglądanie komiksowych perypetii Moon Knighta jest wciągające – akurat na dwa wieczory – i cieszące oko.
Za kreskę odpowiada Declan Shalvey, który w Marvelu miał też przyjemność ilustrować przygody Deadpoola w runie Duggana i Posehna, w Deadpool and the Mercs for Money, a także w Thunderbolts autorstwa Jeffa Parkera. Fani Zombie mogą kojarzyć tego autora z komiksowych serii opartych na uniwersum filmu 28 dni później. O ile sposób rysowania Shalvey’a nie każdemu musi przypaść do gustu, tak pasuje idealnie do serii 'Moon Knight’. Kanciaste postacie i mroczna kolorystyka stonowana do kilku, wybranych odcieni, dominuje na kartach komiksu, mieszając się niekiedy z surrealizmem. Wyżej wymienione aspekty idealnie pasują do mrocznego stylu, w jakim jest pisany Moon Knight.
Mogę się jedynie przyczepić tak naprawdę do tego, że wątek rozszczepienia osobowości Spectora nie jest tu zbyt mocno podkreślony. Fakt, nasz protagonista raz jest zwykłym, nieustraszonym herosem, który pierze po pyskach zbirów nocą, innym razem facetem w białym garniturze i masce, na którego wołają 'Mr. Knight’, a jeszcze kiedy indziej przywdziewa swoisty rodzaj egipskiej zbroi. I choć widać na tym przykładzie, że z bohaterem ewidentnie jest coś nie tak, niestety nie daje to szalonego pola do popisu, jak stare wcielenia Marca, w których był inkarnacją jednego z głównych bohaterów świata Marvela.
Reasumując, Moon Knight to przyzwoite czytadło, idealne dla kogoś kto chciałby się zapoznać bliżej z postacią Marca Spectora, bo choć ten zeszyt nie pokaże Wam tego bohatera w całej okazałości, tak da Wam nieco wglądu na to, czego się spodziewać po kolejnych przygodach. Wciągające historie napisane przez Ellisa i przyjemna dla oka oprawa Shalvey’a, sprawiają, że na pewno nie pożałujecie wydanych na ten komiks pieniędzy.
Autor: Zilla