„Jackpot and Black Cat” #1 (2024) – Recenzja
Jackpot and Black Cat #1 (2024)
Kotka i Jackpotka
Jackpot and Black Cat – mini-seria. Czyli jak Marvel uparcie ciągnie historię bohaterki, która w ogóle nie powinna powstać. I jak robi to tak, jak się można było spodziewać – w nijaki sposób. Ot kolejny zbędny zeszyt, zbędnej historii o zupełnie zbędnej i źle poprowadzonej postaci. Czy trzeba coś dodawać?
LUCK BE THE LADIES! The most exciting new hero in the Marvel U, JACKPOT, A.K.A. Mary Jane Watson, gets her first action-packed limited series as a super hero alongside the other best female character in comics, BLACK CAT! When someone blackmails Black Cat into a public and blatant crime spree, Jackpot comes to her aid! What classic Spider-Villain is behind the blackmail?! Someone with history with at least one of our titular heroines!
Dwie kobiety Parkera, dwie „bohaterki”. No i wspólna przygoda. Nie chcieliśmy tego, nie widzieliśmy sensu w stworzeniu czegoś takiego, ale dostaliśmy to i tak. Kiedyś pomysł by z MJ zrobić superbohaterkę odrzucono i słusznie. Ktoś miał na tyle oleju w głowie, że pobawił się niepewnością czy może ona być heroską i olał temat. Teraz, nie mając nic lepszego w zanadrzu, a chcąc wyciągnąć kasę od fanów, zrobiono to znów. I wyszło do bani.
Do bani było w dotychczasowych zeszytach, do bani jest też w tej mini-serii. Słaba sensacyjna fabuła, nijako skrojone bohaterki, akcja, z której niewiele wynika, a na pewno nic ciekawego i to tyle. Jeszcze rysunki, całkiem spoko, ale też nic specjalnego. Ot taki kolejny nijaki zeszyt, który równie dobrze mógł nie powstać.
Autor: WKP