„Amazing Spider-Man. Epic Collection: Łowcy bohaterów” – Recenzja
Amazing Spider-Man. Epic Collection: Łowcy bohaterów
ZACZYNA SIĘ RZEŹ
Miałem czekać, aż Egmont w końcu to wyda. Miałem się nie spieszyć, bo i po co. Ale z drugiej strony, jaki w tym sens? Oryginalne wydanie już jest od jakiegoś czasu, cenowo lepiej się opłaca, a i fakt, że mamy to na cieńszym papierze i bez twardej oprawy też przemawiał in plus, bo półki z gumy nie są i gdzieś mieścić to muszę. Więc się skusiłem. Z tym większą ochotą, że to w końcu Pająki z mojego ulubionego okresu, pamiętanego z dzieciństwa i czasów TM-Semic. I powiem, że po latach zarówno jeszcze lepiej to wchodzi, niż kiedyś, a i znakomicie odkrywa się te zeszyty, które dotąd do polski nie zagościły. Oto tom Amazing Spider-Man. Epic Collection: Łowcy bohaterów.
Dzieje się w życiu Spider-Mana, oj dzieje. Czyli, jak zawsze. Tajemniczy symbiont, który pojawił się już wcześniej, w końcu prezentuje się w całej okazałości i zaczyna rzeź. Carnage, bo tak się nazywa, to nie tylko kopia Venoma, ale coś o wiele gorszego, bo kosmiczny byt połączył się tu z szalonym seryjnym zabójcą. Spider-Man, nie mając z nim najmniejszych szans, decyduje się odnaleźć Venoma i połączyć z nimi siły. Rzecz w tym, że Venom też nadal chce go zabić…
A na tym nie koniec. Na naszego herosa czeka współpraca z New Warriors, starcie z Lizardem oraz… Tak, w jego życiu pojawia się duch Kravena, szukając przebaczenia za to, co zrobił Peterowi! A jakby tego było mało, wracają też… rodzice Parkera!
Sporo się tu dzieje, dużo właściwie. I przełomowo też, bo w końcu w tym tomie znajdziecie zeszyt, w którym celebrowano swego czasu trzydziestolecie istnienia postaci. Więc musiało być z przytupem. I było. W tym konkretnym jednym tylko numerze twórcy wywrócili świat Parkera do góry nogami, ale jednocześnie nam wrzucili sporo bonusów, wracających do przeszłości, przypominających to i owo, to i owo odświeżających. Więc wracają stare postacie, ale i starszy, cenieni artyści dokładają tu swoje grosze.
Ale cały ten numer jest dobry i to bardzo. Najlepiej wypada zresztą chyba The Soul of the Hunter, w którym twórcy nieśmiertelnych Ostatnich łowów Kravena raz jeszcze wracają do postaci łowcy. I tym razem nawet annuale, może dzięki lepszym ilustracjom, a może za sprawą udziału New Warriors, których jakoś zawsze lubiłem, wypadają bardzo przyjemnie. Czytać jest więc co, czytania akurat tu sporo. Okej, w większości to typowy „Pająk” z tamtych lat, więc przede wszystkim walki i wątki obyczajowe, ale Michelinie to świetny pisarz i z takiego powielanego schematu wyciskał naprawdę wiele. A kilka perełek wrzuconych pomiędzy to wszystko robi wrażenie.
Kawał dobrego komiksu środka i tyle. Bardzo fajnie narysowanego, bo Bagley się tu rozkręca i robi swoją robotę w sposób, jaki zawsze mi się u niego najbardziej podobał, oferując lekkość, ale i klimat. A inni, jak chociażby Zeck, bynajmniej nie zawodzą – jego prace są nastrojowe i wpadają w oko z miejsca. Przy okazji to dla mnie kawał sentymentalnej podróży w czasie (dla zainteresowanych, znajdziecie tu reedycję tego, co w pociętej wersji w Polsce gościło w Amazing Spider-Man #12/1993 i 4-5/1994) i już zacieram ręce na kolejne przygody i odliczam do wznowienia Maximum Carnage.
Autor: WKP
Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Egmont Polska. Jeśli recenzja przekonała Was do zakupu – opisywany tom/serię możecie nabyć tutaj.