„Legendy X-Men: Jim Lee” – Recenzja

Legendy X-Men: Jim Lee
Mistrzowscy X-Men

Zeszły rok był naprawdę dobrym rokiem dla fanów X-Men. A na sam jego koniec dostaliśmy jeszcze doskonały prezent gwiazdkowy – zbiorcze wydanie serii rysowanej przez legendarnego Jima Lee. I chociaż dla mnie najlepszym mutanckim komiksem 2023 było X-Statix, uważam, iż to, co dostajemy w Legendy X-Men: Jim Lee to chyba drugie najlepsze z serii, co nas spotkało w ostatnich dwunastu miesiącach. Coś dla sentymentalnych „dziadersów” wychowanych na komiksach TM-Semic, ale i dla fanów X-Men tak po prostu, bo to, co znajduje się w tym tomie, to rzeczy z najlepszych lat serii i samo „gęste”.


X-Men ewoluują po raz kolejny! Nic dziwnego – w końcu muszą być w pełnej gotowości bojowej, gdy Magneto i jego Akolici odkrywają sekret, którego następstwa mogą wywołać wojnę z całą Ziemią. Omega Red uprowadza Wolverine’a i wydobywa na powierzchnię utracone wspomnienia. Podróżujący w czasie Bishop dołącza do drużyny, zwiastując kłopoty dla Gambita. Pasożytniczy Miot asymiluje Ghost Ridera podczas waśni między nowoorleańskimi gildiami złodziei i zabójców, a w finale nasi bohaterowie muszą zakończyć morderczą produkcję telewizyjną Mojo!

Album LEGENDY X-MEN: JIM LEE zawiera wszystkie zeszyty z ilustracjami popularnego twórcy, które ukazały się w ramach drugiego w dziejach tytułu spod szyldu X-Men. Rysunki Jima Lee, ekspresywne i bogate w szczegóły, były niewątpliwie powiewem świeżości w branży komiksowej przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych oraz gwarantem bicia rekordów sprzedaży. Co więcej, Lee i jego niepowtarzalny styl nadal wywierają ogromny wpływ na współczesnych twórców historii obrazkowych. To prawdziwy „musisz-mieć”.

Album zawiera materiały opublikowane pierwotnie w zeszytach X-Men Vol. 2 #1–11 oraz Ghost Rider Vol. 3 #26–27.


To było tak. W 1970 roku komiksy o przygodach X-Men sprzedawały się tak słabo, że nie zdołano ich uratować. Seria została, ale przedrukowywała już tylko stare numery, w nowe historie nikt nie inwestował, a choć mutanci pojawiali się w innych tytułach Marvela, to dopiero w 1975 roku pojawienie się Chrisa Claremonta zmieniło wszystko. Nie dość, że dał on tytułowi drugie życie – drugą genezę – to jeszcze szybko zmienił w hit, stworzył parę wiekopomnych dzieł i doprowadził do sytuacji, gdy na rynku zaczęły pojawiać się nowe tytuły z mutantami. I można by o tym długo opowiadać, ale on serię tą (i jej poboczne) traktował jak swoje dziecko i nie chciał wypuścić z rąk. A popularność rosła, szczególnie, że cykl miał szczęście do świetnych artystów, a Jim Lee, który do ekipy dołączył w 1989 roku, tak kupił czytelników, że oszaleli na jego punkcie. Ten szał doprowadził do powstania kolejnego tytułu, tym razem nazwanego po prostu X-Men, w którym Lee i Claremont mieli zaszaleć i…

No i zaszaleli. Ale na krótko. Tak czy inaczej tytuł ten stał się hitem, którego pierwszy zeszyt sprzedał się w nakładzie 8.1 miliona egzemplarzy (po części wynik ten zawdzięcza kolekcjonerskim kartom i wariantom okładek, jakie dopełniały publikacji, ale jednak), ale tak się złożyło, że Chris opuścił ekipę po trzech numerach, a Lee porzucił ją po jedenastu, na rzecz większej swobody twórczej w Image Comics. Ale to, co po sobie pozostawili, do dziś jest świetne. Pierwsze komiksy Lee z mutantami rysowane do Uncanny X-Men wydał kiedyś Egmont w świetnym tomie zbiorczym, teraz Mucha wydaje te z serii ­X-Men, wsparte na dodatek dwoma zeszytami Ghost Ridera (czym dopełnia nieco tom Ghost Rider: Danny Ketch, który wydała jakiś czas temu, bo ich akcja dzieje się krótko po jego zakończeniu). I fajnie, bo to świetna rzecz, sentymentalna dla takich jak ja, ale i po prostu jest kwintesencją przygód mutantów z ich najlepszego okresu. Jest poważnie, patetycznie, z masą tekstów i równie wielką masa treści. Pełno bohaterów na stronach, pełno dopowiadania i rozwijania (Claremont dopełnia tu wizerunku Magneto i pokazuje czemu tak nielogicznie się często zachowywał, chcąc znaleźć spójność w tym, co dotąd było niespójne). Przede wszystkim jednak jest to opowieść pełna epickich scen, widowiskowa i wciągająca. Bardziej historia akcji, niż rzecz o tolerancji, ale jednak niezapominająca o tej drugiej stronie.

Poza tym pojawia się tu Omega Red, jego debiut tutaj mamy, a tego pana to ja zawsze uwielbiałem. I parę innych atrakcji, bo przecież scenarzyści tu to też śmietanka, skoro poza Claremontem udziela się tu chociażby John Byrne. Ale i tak największą z nich są ilustracje. Lee to mistrz – tyle w temacie. Dynamiczne sekwencje walk, świetny klimat, mnóstwo detali, realizm, doskonałe uchwycenie urody i seksowności kobiecych bohaterek (tego oczekiwali przecież nastoletni czytelnicy, przesadnie, czasem wulgarnie, ale z prawdziwą magią), a zarazem równie doskonale oddana brutalność i siła… Ogląda się to wprost rewelacyjnie, także jeśli chodzi o kolor – barwny, ale jednocześnie dość prosty, co dodaje całości klimatu. A wspomagający go Wagner również nie zawodzi i…

No i co tu dużo mówić, rzecz, którą trzeba mieć na półce. To, co tu mamy, w większości znamy już z TM-Semic, ale dopiero w tym wydaniu wygląda tak, jak powinno i zyskuje mocy (choć gdyby tak dorzucić obwolutę ze słynnymi czterema połączonymi okładkami, byłby sztos…). Nie mówię, że wydanie jest idealne, bo wśród tłumaczy mamy Szczęśniaka, Jankowskiego i Tońskiego, o których za wiele dobrego powiedzieć się nie da, ale w tym tomie nie są jakoś źli. Dobrze jednak i tak, że oni odpowiadają jedynie za trzy z trzynastu zebranych tu zeszytów (czyli przedruk tego, co znalazło się w carrefourowej kolekcji, którą tłumaczyli), a resztę robi Arek Wróblewski (z dawnego TM-Semic), który radę już daje o wiele lepiej w temacie. Reszta to już zatem samo dobre, samo gęste i co najlepsze. Aż się łezka sentymentu w oku kreci. I tylko mam nadzieję, że Mucha zechce wydać w temacie coś więcej. Nie, że z Jimem Lee, bo już za bardzo nie ma co (choć podobno ma wrócić do mutantów), ale przecież serię wkrótce przejął po nim m.in. Andy Kubert, który pokazał, że rysować potrafi jeszcze lepiej, niż Lee (Lee zresztą nie był pierwszym operującym takim stylem, bo mocno czerpał z prac poprzedzającego go w mutanckich opowieściach Silvestriego), a przy okazji we własny, bardziej nastrojowy sposób. Byłoby więc co pokazać, byłoby na co popatrzeć. Ale na razie cieszmy się tym, co mamy, bo jest czym.


Autor: WKP


Mucha Comics

Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości wydawnictwa Mucha Comics. Jeśli recenzja przekonała Was do zakupu – serię/tom możecie nabyć tutaj.

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Podziel się z nami swoim komentarzem.x

Agencja T.A.R.C.Z.A. zmusiła nas do śledzenia twoich poczynań poprzez pliki cookie! Czym są T.A.R.C.Z.A. i pliki cookie dowiesz się tutaj.

Co to są pliki cookies? Cookies, zwane również ciasteczkami (z języka angielskiego cookie oznacza ciasteczko) to niewielkie pliki tekstowe (txt.) wysyłane przez serwer WWW i zapisywane po stronie użytkownika (najczęściej na twardym dysku). Parametry ciasteczek pozwalają na odczytanie informacji w nich zawartych jedynie serwerowi, który je utworzył. Ciasteczka są stosowane najczęściej w przypadku liczników, sond, sklepów internetowych, stron wymagających logowania, reklam i do monitorowania aktywności odwiedzających. Jakie funkcje spełniają cookies? Cookies zawierają różne informacje o użytkowniku danej strony WWW i historii jego łączności ze stroną. Dzięki nim właściciel serwera, który wysłał cookies, może bez problemu poznać adres IP użytkownika, a także na przykład sprawdzić, jakie strony przeglądał on przed wejściem na jego witrynę. Ponadto właściciel serwera może sprawdzić, jakiej przeglądarki używa użytkownik i czy nie nastąpiły informacje o błędach podczas wyświetlania strony. Warto jednak zaznaczyć, że dane te nie są kojarzone z konkretnymi osobami przeglądającymi strony, a jedynie z komputerem połączonym z internetem, na którym cookies zostało zapisane (służy do tego adres IP). Jak wykorzystujemy informacje z cookies? Zazwyczaj dane wykorzystywane są do automatycznego rozpoznawania konkretnego użytkownika przez serwer, który może dzięki temu wygenerować przeznaczoną dla niego stronę. Umożliwia to na przykład dostosowanie serwisów i stron WWW, obsługi logowania, niektórych formularzy kontaktowych. Udostępniający używa plików cookies. Używa ich również w celu tworzenia anonimowych, zagregowanych statystyk, z wyłączeniem personalnej identyfikacji użytkownika. To pomaga nam zrozumieć, w jaki sposób użytkownicy korzystają ze strony internetowej i pozwala ulepszać jej strukturę i zawartość. Oprócz tego, Udostępniający może zamieścić lub zezwolić podmiotowi zewnętrznemu na zamieszczenie plików cookies na urządzeniu użytkownika w celu zapewnienia prawidłowego funkcjonowania strony WWW. Pomaga to monitorować i sprawdzać jej działania. Podmiotem tym może być między innymi Google. Użytkownik może jednak ustawić swoją przeglądarkę w taki sposób, aby pliki cookies nie zapisywały się na jego dysku albo automatycznie usuwały w określonym czasie. Ustawienia te mogą więc zostać zmienione w taki sposób, aby blokować automatyczną obsługę plików cookies w ustawieniach przeglądarki internetowej bądź informować o ich każdorazowym przesłaniu na urządzenie użytkownika. Niestety, w konsekwencji może to prowadzić do problemów z wyświetlaniem niektórych witryn, niedostępności niektórych usług. Więcej na ten temat znajdziecie tutaj --> https://ec.europa.eu/info/cookies_pl

Zamknij