„Strange Academy: Finals #1” (2022) – Recenzja
Strange Academy: Finals #1 (2022)
Koniec roku pierwszego
Strange Academy to taka seria, która z samego zamysłu mi osobiście średnio pasuje. Ale to bez znaczenia, bo zeszyty takie jak ten, pokazują mi, że można z tych nie do końca klejących się ze sobą elementów, zrobić coś przyjemnego. I właśnie to zrobił niezawodny spec od humorystycznych (i niegrzecznych) komiksów, Scottie Young, który dobrze zwieńczył nienajgorszą opowieść.
Freshmen Year is almost over! From day one, people have been wondering – who is the savior of Strange Academy, and who can bring it all down? The future of Marvel Magic is going to be decided here and it will take FAR more than the Sorcerer Supreme and his school if magic has a chance!
Jak Scottie Young radzi sobie z solowymi projektami autorskimi, widzieliśmy w bodajże najlepszym, co jego autorstwa wyszło na polskim rynku, czyli serii Nienawidzę Baśniowa. Jak radzi sobie z Marvelem też mogliśmy się przekonać, choćby czytając jego Deadpoola, zebranego w trzech tomach od Marvel Fresh. Strange Academy: Finals nie jest tak dobra, jak Baśniowo, bliżej jej do Deadpoola, bo oba tytuły są tylko albo aż niezłe. Jednakże, czyta się to przyjemnie.
Szybko, prosto i na temat. Rzeczowo. Tak prezentuje się ten zeszyt. Akcja, humor, nieźle zrobione postacie i… I już mamy finał. Następuje on szybko, ale to plus, bo przecież jednocześnie następuje zanim zdążymy znużyć się opowieścią, a to ważne. Może byłoby lepiej, gdyby seria była skierowana do dorosłego odbiorcy, bo takie Youngowi zawsze najlepiej wychodziły, ale jest, jak jest. A jest całkiem przyjemnie.
I fajnie narysowane. Kreska Humberto Ramosa, to połączenie ekspresyjnej cartoonowości i mangowej estetyki. Pasuje tu doskonale. Ma też klimat, bywa poważniejsza, gdy trzeba tego w bardziej dramatycznych momentach i zabawna też. Ot taka, jak cały ten komiks, który poznać można, choć nic to, co poznawać byłoby trzeba. Ale przynajmniej miła z tego rozrywka.
Autor: WKP