„Moon Knight Annual #1” (2022) – Recenzja
Moon Knight Annual #1 (2022)
Werewolf by Moon Knight
Wilkołak Nocą zagościł na ekranach większych i mniejszych za sprawą Marvel Studios i platformy Disney+. Trzeba więc było to wykorzystać. Z takiego właśnie założenia wyszedł Marvel, który zaczął ostatnio odświeżać postać i wciskać ją gdzie się da. Tak więc, takim wciskaniem jest zeszyt Moon Knight Annual #1, który sprawia wrażenie wysilonego. Potencjał miał, a wyszło coś takiego sobie. Do przeczytania i zapomnienia.
In the Darkhold, there is a prophecy of how a god might die. Jack Russell, more familiar with that cursed tome than most, would like very much to kill a god and save his people, the people bound in servitude to the moon. But to fulfill that prophecy requires the blood of the Fist of Khonshu, and Moon Knight doesn’t bleed easily.
Moon Knight Annual to taki trochę ni pies, ni wydra, jak to mówią. Patrząc na akcję, powinien być z tego horror, ale horroru tu niewiele. Powinno być mroczne superhero. Jednak ten niby mrok jest, z tym, że właśnie kluczowe jest tu słowo „niby”, bo za mało go. Jest zbyt zachowawczy, zbyt ostrożny, a co więcej jakiś taki powierzchowny. Twórcy nie chcieli przesadzić, bo to miała być rzecz dla wszystkich. I niestety nie wyszedł z tego krwisty stek, który miał być, a niedoprawana podeszwa.
Bo to taki komiksowy fast food. Był czas, gdy annuale były numerami niezwykłymi, wyjątkowymi, typowo jubileuszowymi. Z czasem jednak zmieniły się w śmietnik. Wrzuca się tu różne krótkie historie, najczęściej nieistotnych autorów, żeby czymś zapchać miejsce, zarobić… Ten nie jest do końca taki, bo to niezła zeszytówka, ale nic poza tym. A mogło być (miało duże na to szanse) coś naprawdę udanego.
A tak fabuła jest, jaka jest. Rysunki? Te są zbyt kreskówkowe, za mało nastrojowe, kroczące drogą nie tylko mainstreamową, ale i też sprawiające wrażenie skierowanych do dzieci. Ot przeczytać, obejrzeć i zapomnieć. Albo sobie darować.
Autor: WKP