„X-Statix: Powrót zza grobu” (Tom 2) – Recenzja
X-Statix: Powrót zza grobu (Tom 2)
X-STAZA!
Ten rok jest świetnym rokiem dla przygód marvelowskich mutantów. Z jednej strony regularnie dostajemy to, co w serii dość świeże, pod postacią znakomitego runu Hickmana (wraz z pobocznymi rzeczami), z drugiej nie brakuje klasyki w postaci najistotniejszych eventów z X-Men w roli głównej. Ale to co najważniejsze i najlepsze dzieje się i tak gdzieś z boku tego wszystkiego, czyli w serii X-Statix właśnie. I może dla wielu zabrzmi to jak bluźnierstwo, ale ta seria to najlepsze, co z mutantami mamy od wielu długich lat – i jedna z najlepszych rzeczy z nimi w ogóle – bijąca na głowę runy Bendisa, Hickmana czy nawet Morrisona i dostarczająca znakomitej, niebanalnej rozrywki z ambicjami. I może na początku mnie to tak nie trzepneło, ale ponowna lektura tomu pierwszego i pochłonięcie dwójeczki zachwyciły mnie tak, że chcę więcej – więcej serii, więcej Milligana i więcej takich właśnie komiksów.
X-Statix, superdrużyna mutantów znana wcześniej jako X-Force, wciąż nie może otrząsnąć się po tragedii, do jakiej doszło podczas ostatniej misji. Wewnętrzne spory nasilają się, intratne kontrakty multimedialne przechodzą koło nosa i gdy wydaje się, że autodestrukcja jest nieunikniona, jedyną szansą na ocalenie drużyny okazują się: młody chłopiec terroryzujący rodzinne miasteczko, latynoski przystojniak z deskorolką kryjącą mroczny sekret i urocza europejska gwiazda popu ścigana przez wyższe sfery. Tymczasem na usta fanów niezmiennie cisną się trzy pytania: kto umrze, kto powróci do życia i kto stanie się kolejną nową twarzą drużyny?
W drugim tomie X-STATIX, trafnie zatytułowanym POWRÓT ZZA GROBU, nagradzany scenarzysta Peter Milligan (Hellblazer, Twarz, Shade – Człowiek przemiany) kontynuuje satyryczną metapodróż po absurdalnym świecie niedoskonałych, lecz wciąż bardzo ludzkich mutantów Marvela. Jego starania jak zawsze wspiera mistrz barwnego pop-artu, Michael Allred (Madman, Silver Surfer), rysownicy Darwyn Cooke (Nowa granica), Paul Pope (Batman. Rok 100, Heavy Liquid, Battling Boy) i Philip Bond (Tank Girl) oraz gościnne gwiazdy: Profesor X i Spider-Man.
TYLKO DLA DOROSŁYCH Album zawiera materiały opublikowane pierwotnie w zeszytach serii X-Statix #1–18.
Milligan i Allred. Dwóch gości z talentem, dwóch świetnych artystów, wzięło się i stworzyło serię, która zachwyca. Milligana pamiętacie pewnie jako twórcę niezapomnianego Mrocznego Rycerza Mrocznego Miasta, poza tym kilka dni na polskim rynku pojawić ma się jego Shade, a przecież mieliśmy też Twarz, Aliens: Zbawienie / Ofiarowanie czy Skina, więc parę okazji do poznania jego twórczości i co potrafi mieliśmy. Co do Allred, też artysta z wyższej półki, bo może i rysuje, jakby robił kolorową kreskówkę dla dzieciaków, ale jest w tym jakaś magia, siła, czasem brutalność. No i zresztą to on pokazał nam, jak potrafi podciągnąć nawet kiepskich twórców – Silver Surfer, którego współtworzył razem z Danem Slottem, robiąc to wszystko na zasadzie Marvela, czyli w sumie opierając się na slottowym zarysie, sam stworzył całość, autentycznie zachwycał.
No i oni obaj zachwycają też w X-Statix. Pierwszy tom to było wprowadzenie ekipy, jej wykreowanie na łamach innej serii i danie szansy by rozwinęli skrzydła. I tę szasnę grupa wykorzystała. Teraz dostajemy więc już solowe ich przygody z własnego tytułu i są równie znakomite, jak dotychczas. To, co otrzymujemy, to kawał świetnego komiksu akcji, ale konwencja ta służy autorom przede wszystkim nie za cel, a nośnik metatekstualnej satyry na superhero. Samoświadama opowieść duetu (wspieranego przez równie wielkich artystów pokroju Paula Pope’a czy zmarłego już Darwyna Cooke’a) jest o tyle zabawna, co poruszająca i frapująca. Akcja wciąga, humoru nie brak, ale wszystko to jest dramatyczne, jest pełne emocji i tak świetnie skupione na doskonale nakreślonych postaciach, że czytelnik autentycznie przejmuje się losami bohaterów i tym, co będzie, co się stanie, co ich spotka. A przecież Milligan udowodnił nam już, że nie oszczędza nikogo i w punkt umie zagrać na emocjach, nawet jeśli momentami przegina z ciężarem, jaki spada na wymyślonych przez niego herosów. Więc te nasze uczucia w pełni są uzasadnione.
Efekt jest zachwycający na każdym kroku. Rzecz jest pomysłowa, ma ambicje, chce coś przekazać i pokazać, wyśmienicie bawi się konwencją i satysfakcjonuje. To nie typowe superhero, gdzie postacie pookładają się po gębach, świat zginie albo nie, a potem i tak wszystko wróci do tego samego punktu. To „superhero” (antihero?), w którym może i walka trwa, może zagrożenie jest duże, ale to tylko pretekst do czegoś ważniejszego, mocniejszego, bardziej poruszającego i ambitniejszego. To jednak już najlepiej odkryć samemu, a odkrywać akurat jest co.
Autor: WKP
Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości wydawnictwa Mucha Comics. Jeśli recenzja przekonała Was do zakupu – serię/tom możecie nabyć tutaj.