„Deadpool” #1 (2024) – Recenzja
Deadpool #1 (2024)
Za mało Deadpoola w Deadpoolu
Cody Ziglar to na pewno nie jeden z moich ulubionych scenarzystów. Dlatego też do jego, właśnie rozpoczynającego się, runu Deadpool podchodziłem ze sporą dozą ostrożności i niepewności. I? No i wielkie dzieło to to nie jest, ot lekka, rozrywkowa seria, ale jednak nie znalazłem tu nic, co jakoś na plus wyróżniłoby ten tytuł. Po prostu kolejna przygoda Deadpola, gdzie pojawia się wróg i trzeba się zająć kłopotami na ten jedyny w swoim rodzaju, deadpoolowy, sposób.
A NEW ERA FOR THE MERC WITH A MOUTH, AND A GUN, AND A SWORD… CODY ZIGLAR (Futurama, Miles Morales: Spider-Man) has a wild ride planned for the Merc with the mouth! Introducing a terrifying new villain who won’t stop until he catches Wade in his DEATH GRIP. But all work and no play makes Deadpool a very dead boy!
Jaki jest Deadpool Ziglara? Wyładowany akcją po brzegi, już od samego początku. I to właściwie definiuje całość. Wiadomo, Najemnik z nawijką akcją też zawsze stał, ale to, co go wyróżniało, to ta jego swoboda i humor. No i tu Ziglar się stara, ale jakoś mnie to nie śmieszyło. A i nie zaciekawiło.
Pamiętacie poprzedni, kiepski strasznie run serii? Od tego należałoby się odciąć, ale scenarzysta właśnie na tej tandecie buduje swoją historię i to się nie sprawdza. Powinien zrobić nowy początek, nowy start, coś swojego, ale sprawia wrażenie, jakby nie miał pomysłu ani ochoty, więc odciął kuponiki, zwinął kasę i poszedł sobie.
Efekt jest lekki i szybki w odbiorze, ale jakiś taki bez charakteru. Nieźle narysowana, acz i tu jakaś taka nijaka. Ot za mało Deadpoola w Deadpoolu i tyle. Szkoda, bo od kilku lat ten bohater ma pecha do kiepskich scenarzystów.
Autor: WKP