„Anihilacja” (Tom 2) – Recenzja

Anihilacja – tom 2

Ileż ja się naczekałem na polskie wydanie albumów opowiadających o wydarzeniu, które w komiksach Marvela zwie się Anihilacja. Historię tę znam już od wielu lat, ale niezwykle cieszy mnie fakt, że wreszcie na mojej skromnej półeczce z komiksami zagoszczą właśnie te wydania. Jest to dla mnie seria o tyle specjalna, że to właśnie kontakt z nią przekonał mnie do powrotu do uniwersum Marvela. Cała plejada kosmicznych oraz ziemskich bohaterów, przewijająca się na kartach tej opowieści sprawiła, że ten świat znowu mnie wciągnął, a jego kosmiczna część stała się moją ulubioną.

Niełatwo zrecenzować po latach serię, do której stosunek ma się niemalże nabożny. Dlatego za wertowanie albumu zabierałem się z pewnym ociąganiem oraz pełen obaw. Minęło kilka dobrych lat, odkąd tę opowieść tak bardzo polubiłem, w międzyczasie przeczytałem sporo dobrych i kilka wybitnych komiksów, a Anihilacja była dla mnie pięknym wspomnieniem, bałem się więc zepsuć sobie jej wizerunek. Tym bardziej, że akurat drugi tom zawiera w sobie zestawienie nieco słabszych zeszytów. Może więc trzeba by było nie naruszać tego pięknego obrazka w swojej pamięci?

W albumie dostajemy trzy osobne historie opowiadające o losach trzech bohaterów w kontekście wydarzeń Anihilacji: Silver Surfera, Super-Skrulla oraz Ronana Oskarżyciela. W formie przystawki poznajemy historię kosmicznego amatora deski surfingowej, która nie jest szczególnie porywająca. Lata on sobie na swoim sprzęcie po kosmosie, trochę pozwiedza, trochę powalczy, trochę porozmawia z Galactusem. W międzyczasie możemy też lepiej poznać dawnych Heroldów Pożeracza Światów oraz Thanosa wraz z jego nową przyjaciółką… niezwykle irytującą wersją Dzwoneczka z Piotrusia Pana. Nieco lepiej wypada ten zeszyt od strony graficznej. Wyraziste, ostro narysowane postacie przedstawione są na tle kosmosu utrzymanego z ciemnych barwach. Tworzy to czasem bardzo ładne kompozycje.

Druga w kolejce historia, danie główne, jest zdecydowanie najlepsza pod względem fabularnym, a opowiada o losach Super-Skrulla. Jest to postać znacznie mniej znana niż Silver Surfer czy Ronan, ale to właśnie on jest najciekawszy. Podstarzały bohater rasy Skrulli, który swoje najlepsze dni ma już zdecydowanie za sobą, wielokrotnie pobity przez swoich arcywrogów – Fantastyczną Czwórkę. Przez swoich pobratymców postrzegany jest jako chodząca porażka, obiekt żartów, sam musi więc ciągle walczyć i udowadniać swoją wartość. Nemezis Reeda Richardsa i spółki, w tej historii wspina się na wyżyny swojego bohaterstwa, aby pokazać się z perspektywy herosa, który dba o los innych. Fabuła może nie jest skomplikowana, ale właśnie charakter postaci powoduje, że czyta się to bardzo przyjemnie.

Na koniec zostaje nam średnio udany deser, którym jest opowieść o Ronanie Oskarżycielu. Kosmiczny odpowiednik Sędziego Dredda przemierza bezmiar wszechświata i za pomocą swojego młotka serwuje bardzo surową sprawiedliwość. Tym razem na jego celowniku znalazła się Gamora. W tej serii nie jest ona jeszcze członkinią Strażników Galaktyki, i to chyba jest najciekawszy element tej historii. Po drodze w krucjatę Ronana miesza się Fala Anihilacji, machnie on parę razy młotkiem, rzuci kilka dreddowych one-linerów… I to by było na tyle. Sytuacje ratuje tutaj naprawdę przyjemna dla oka oprawa graficzna, ma ona taki klasyczny sznyt. Jest barwna i żywa, co trochę kontrastuje z postacią tak prostą i monotonną jak Ronan.

Jeśli chodzi zaś o samo polskie wydanie… to prezentuje się ono wyśmienicie. Zbiorcze wydania Egmontu naprawdę robią wrażenie starannością wykonania, uwielbiam ich albumy w twardej okładce. Świetnym elementem tego zeszytu są profile postaci, które napotykamy co kilka kolejnych stron. Biorąc pod uwagę ogromną liczbę bohaterów, która pojawia się na kartach tego wydania, jest to naprawdę zbawienne. Pozwala to nam również lepiej poznać postacie. Zwłaszcza te, które rzadko pojawiają się w komiksach Marvela.

Droga do najważniejszych wydarzeń Anihilacji jest długa i musimy liczyć się z tym, że po drodze historia parę razy zgubi tempo. Tak jest wypadku tego albumu, gdyż nie wnosi on zbyt wiele do samego rozwoju historii całego wydarzenia. Raczej przesuwa ona niektórych bohaterów na miejsca, z których operować będą w kolejnych zeszytach i tam ich rola będzie dużo bardziej znacząca. Poza ciekawą historią Super-Skrulla, reszta prezentuje się dość miałko. Te słabsze momenty nie zmieniają jednak mojej oceny Anihilacji jako całości, a ta jest naprawdę wysoka. Z czasem historia nabierze tempa, ale jeśli nie zależy wam na kompletnym wydaniu, wiele nie stracicie, jeśli nie kupicie drugiego tomu.


Autor: Failov


Za egzemplarz do recenzji dziękujemy wydawnictwu Egmont Polska.

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Podziel się z nami swoim komentarzem.x