„Black Widow #1-4” (2016) – Recenzja
Black Widow #1-4
Natasza Romanoff a.k.a. Czarna Wdowa, były szpieg KGB i agentka sowieckiego wywiadu. W końcu uciekła ona do Stanów Zjednoczonych, gdzie została jedną z flagowych agentek organizacji S.H.I.E.L.D. Jej losy przecinają się też często ze świetnie znaną wszystkim grupą Avengers, której stała się pełnoprawną członkinią, jednak Natalia sama także potrafi dać sobie radę.
Natalia Alianova Romanova została stworzona przez Stana Lee, a pierwszy komiks z nią (Tales of Suspense vol. 1 #52) ukazał się w 1964 roku. Już wtedy można było ją zaliczyć do rodzaju żeńskich postaci zwanych femme fatale. Późniejszymi czasy Wdowa pojawiała się także w kolejnych komiksach Marvel Comics jako postać drugoplanowa, aż w końcu zasłużyła sobie na swoją solową historię.
W dzisiejszych czasach postać Black Widow cieszy się dużą popularnością ze względu na filmy z serii Avengers, gdzie wciela się w nią (jak pewnie dobrze wiecie) piękna Scarlett Johansson. Nic dziwnego, że z wydawnictwa Marvel wyszła kolejna seria o tej super-agentce.
Pierwszy tom nowej Black Widow wyszedł w marcu 2016 roku i zebrał dobre opinie. Nie dziwnego. Choć z początku nie mogłam przyzwyczaić się do rysunku, fabuła jest jedną z lepszych. Akcja biegnie szybko (jak w najlepszym filmie akcji). Głównym wątkiem jest kradzież jakiej ponoć dopuściła się nasza anty/superbohaterka, a nie było to byle co, gdyż momentalnie wysłano za byłą agentką list gończy.
Opisywać wszystkich czterech przeczytanych przeze mnie zeszytów (obecnie dostępnych jest ich sześć) nie ma sensu. Fabuła mniej więcej cały czas nawiązuje do wątku gonitwy S.H.I.E.L.D. za Nataszą, choć nie jest to w żaden sposób monotonne. Akcja rozwija się trochę jak w bondowskich filmach. Niby cały czas chodzi o to samo, ale ilość i różnorodność wątków pobocznych daje tę wisienkę na torcie.
Chris Samnee, który zajmował się komiksem od strony artystycznej, sprawił, że rysunki są dynamiczne, choć jego styl jest dość specyficzny. Ten efekt może także wynikać z kolorów i ostrego cieniowania. Nie uważam tego jednak za złe, bo przecież każdy rysownik ma swój styl i to jest świetne.
Byłoby zbyt pięknie, gdyby tylko gloryfikować. W końcu musi pojawić się też jakieś „ale”. W serii Black Widow dialogi to rzadkość. Szczególnie widać to po pierwszym zeszycie, w którym to wypowiedziane sekwencje można by policzyć na palcach obu rąk. Choć wartka akcja jest zaletą tego runu, mam wrażenie, że twórcy poświęcili jej za dużo uwagi.
Czy jestem ciekawa dalszych losów byłej sowieckiej agentki? Zdecydowanie tak. Natasza sama w sobie jako postać jest niesamowicie ciekawa, a jej historia już przy czwartym zeszycie biegnie w taki sposób, że muszę wpisać pozostałe części do listy must read. Nie jestem pewna, czy seria została już wydana w Polsce, ale zdecydowanie można ją sobie szybciutko zamówić chociażby w wersji cyfrowej.
Autorka: Misha