„Blade: Vampire Nation #1” (2022) – Recenzja
Blade: Vampire Nation #1 (2022)
Od Avengers do rodu wampirów
Z Blade’em zawsze mi było jakoś tak po drodze. Jako nastolatek, który horrory uwielbiał, dałem się całkiem wciągnąć pierwszemu filmowi. Natomiast większość komiksów z czarnoskórym łowcą wampirów, jakie u nas wyszły, można sobie o kant tyłka potłuc (taka ich jakość), to i tak mam je wszystkie i do wszystkich chętnie wracam. I chętnie sięgam po nowe. A ten, wywodzący się bezpośrednio z aaronowskich Avengers (po polsku, część jego runu już mamy i Blade już tam gościł) całkiem przyjemnie mi wszedł.
A deep dive into Dracula’s new kingdom as established in AVENGERS. Starring BLADE, the sheriff of Vampire Nation! An assassination threatens to unravel the fledgling country and spread chaos throughout the world. But is getting rid of a nation full of bloodsuckers really all that bad of an idea? Blade himself isn’t too sure…
Powiem, że Aaron, choć za nim nie przepadam, o wampirach całkiem sprawnie pisał w swoim runie Avengers. Russell, który podejmuje po nim temat, tak sprawny i prawny nie jest, ale wychodzi mu to całkiem-całkiem. Jest akcja, jest mrok, wampiry też są… No i nic więcej nie potrzeba. Ma być szybko, nastrojowo i w temacie. No i jest. Konkret, prosta robota bez udziwniania i przesadzenia sprawdza się dobrze.
Co wyjdzie z filmu o Bladzie, obawy mam spore, ale z tego komiksu wyszło coś, co fani poznać śmiało mogą. Jeśli czytaliście wydane u nas komiksy z serii, to coś na poziomie adaptacji Blade’a 2, czyli typowy średniak mainstreamowy, ale nikt niczego innego się nie spodziewa. Za to graficznie rzecz jest miła. Okej, okej, powiem, że klasyczna kreska i więcej mroku by tu lepiej zagrały, ale ta też gra całkiem spoko, bez fałszywych nut.
Spoko rzecz, do łyknięcia na raz. Pewnie i do szybkiego zapomnienia, bo w sumie pamiętać nie ma tu za bardzo o czym, ale narzekać na to też nie ma co. Nomen omen, wgryźć można się śmiało, jeśli lubicie ten klimat.
Autor: WKP