„Death of Doctor Strange: Bloodstone #1” (2022) – Recenzja
Death of Doctor Strange: Bloodstone #1 (2022)
Death and Blood(stone)
Wydawanie Death of Doctor Strange zbliża się do końca. Wraz z nim do końca zbliża się też publikowanie tie-inów. Może to i dobrze, bo najnowszy z nich, Bloodstone, do najlepszych niestety nie należy i po lekturze zostaje wrażenie, że najlepsze w tym wszystkim, nie pierwszy i nie ostatni zresztą raz, były tylko rysunki.
ELSA AND THE FAMILY BLOODSTONE! Who better to defend Earth from magical invaders than monster hunter ELSA BLOODSTONE?! Elsa is the best there is at what she does – tough, skilled and clever enough to handle any problem…except her brother, CULLEN. They have issues, and they’ll have to put them aside not only to protect Earth but also to welcome the latest addition to the Bloodstone clan: their long-lost SISTER! Her awesome set of powers and unique Blood gem have placed a target on her back, and the worst horrors from beyond this realm are on the hunt.
Ani w postaci, ani historii, którą tu widzimy, nie ma grama oryginalności. Już samo to mogłoby być sporym zarzutem. Rzecz w tym, że nawet najbardziej zgrane motywy można podać sprawnie, a nawet przemienić je w wyśmienitą rozrywkę. Rzecz w tym, że trzeba wiedzieć, jak do tego podejść. A tu tego zabrakło. Co szwankuje?
Pierwszym problemem z tą wtórną opowieść jest to, że brakuje tu jasnego określenie, jaka miała być. Tini Howard balansuje między powaga, a lekką opowiastką humorystyczną i w ostatecznym rozrachunku nie daje nam ani tego, ani tego. Poza tym historia tak oczywista i wtórna aż prosiła się o zabawę konwencją, żartowanie z samej siebie, może nawet metafikcję, a… tego tu nie ma. Szkoda. Jest za to akcja, szybkie tempo, atakujące nas już od pierwszy stron i… Nic poza tym, a o tym wszystkim szybko się zapomina.
I jedynie po rysunkach zostaje miłe wrażenie. Nieźle wykonane, mają swój klimat i urok. Nie są wybitne, ale przyjemne dla oka. Szkoda, że w tym zeszycie, jako całości, brakuje wyważenia i czegoś, co zapadłoby w pamięć. A to jedna z gorszych rzeczy, jakie może spotkać jakiekolwiek dzieło.
Autor: WKP
W wypadku Doktora Strange filmy są lepsze od komiksów.