„Empyre: X-Men #1” (2020) – Recenzja
Empyre: X-Men #1 (2020)
Mutanci, zombie i ludzie-rośliny z kosmosu
I w końcu jest – dobry dodatek do Empyre pojawił się na rynku. Sporo obiecywałem sobie po nazwisku Jonathana Hickmana i całkiem sporo dostałem. Nic ponad rozrywkę, nic z ambicjami – nie macie się czego obawiać – ale za to tak przyjemnie szaloną i sięgającą do klasyki science fiction, że aż miło się to czyta. I tylko szkoda, że szata graficzna jest w tym wypadku niestety bardzo przeciętna…
Plant people from outer space have come to Earth and, wouldn’t you know it, they just happen to be here when millions of mutants rise as undead creatures hungry for human flesh.
Fabuła brzmi kiczowato, prawda? Hickman, który przyzwyczaił nas do poważnych, ciężkawych opowieści, serwuje nam tu mocno zakorzenioną w fantastyce naukowej z lat 50. i 60. XX wieku opowieść, której fabuła mogłaby posłużyć za kanwę jakiejś głupiej gierki komputerowej. Taki komiks mogło uratować tylko jedno: zamienienie go w jedno wielki żart. Hickman jednak nie poszedł tą drogą i…
To, z jaką powagą, stoicyzmem wręcz, serwuje swoją absurdalną opowieść zadziwia. Ale jeszcze bardziej zadziwia, jak dobrze się to czyta. Wizja jest infantylna i trąci tandetą, ale nie ma to najmniejszego znaczenia, bo czytelnik dobrze się bawi, daje wciągnąć i autentycznie kupuje to, co serwuje mu scenarzysta. Niestety efekt ten psuje nieco Matteo Buffagni, którego ilustracje są dość przeciętne i nie robią wielkiego wrażenia. Z drugiej strony, nawet one nie są w stanie zniszczyć scenariusz Hickmana, dzięki czemu zeszyt gwarantuje kawał dobrej rozrywki.
Szukacie dobrego dodatku do Empyre albo po prostu szalonej przygody z Mutantami Marvela czy po prostu czegoś w klimatach dziwnego SF, sięgnijcie po ten zeszyt (i trzy kolejne, już zapowiedziane). Zabawa z nim jest lepsza nie tylko, niż z innymi tie-inami, ale nawet niż z samym Empyre. Aż szkoda, że całość będzie tylko krótką miniserią.
Autor: WKP
Trzeba pisać choć trochę pozytywnie.