„Ironheart #1” (2018) – Recenzja

Ironheart #1 (2018)

Młode pokolenie potrzebuje swoich bohaterów. Jednak, żeby łatwiej było stworzyć postać potrafiącą zaangażować młodego czytelnika często korzysta się ze sprawdzonych schematów. W jednych wzbudza to kontrowersje, innych zachwyca. Riri Williams (znana też jako Ironheart), jak Kamala Khan (Ms. Marvel) czy Miles Morales (Spider-Man) to młodzi bohaterowie Marvela stawiający swoje pierwsze kroki we własnych produkcjach. Dzisiaj chciałbym przystanąć na chwilę przy pierwszej wymienionej postaci, jaką jest czarnoskóra nastolatka o intelekcie dorównującym swojemu pierwowzorowi – Tony’emu Starkowi.

Ironheart, Riri Williams

Riri nie miała w życiu łatwo. Jej przeszłość zawiera tragiczne momenty, które pchnęły ją do działania oraz zbudowania pierwszego pancerza Ironheart. W dniu, kiedy uciekła z M.I.T. w zbroi zbudowanej ze złomu wkroczyła na superbohaterską ścieżkę. Walczyła w zastępstwie oryginalnego Iron Mana, towarzyszyła Czempionom oraz brała udział w działaniach przeciwko nazistowskiemu Kapitanowi Ameryce w trakcie eventu Secret Empire.

Inaugurujący zeszyt opowiada nam historię nastoletniej panny Williams, która wróciła na M.I.T., gdzie korzystając z prywatnego laboratorium przydzielonego przez uczelnię dopracowuje najnowszą wersję swojego pancerza oraz sztucznej inteligencji. Zbiegi okoliczności powodują, że zostaje odwiedzona przez grupę polityków, którzy w późniejszych kadrach zostają porwani przez Clasha – jednego z wrogów Spider-Mana.

Sytuacja, w jakiej się znajduje jest nietypowa i rzadka. Przeczytałem komiks będący w moim odczuciu jest tylko OK. Jak sami wiecie, są nowe komiksy, które zachwyciły mnie od pierwszego kadru (Rogue & Gambit czy Cosmic Ghost Rider). Ironheart nie złapała mnie za serce.

Fabuła wykreowana Eve L. Ewing jest poprawna i prosta. Nastolatka ma rozterki, następnie ratuje ludzi, antagonista rzuca kilka słów, po których wracamy do pierwszych trzech słów tego zdania. Przez kilka stron przewija się potencjalny wątek romantyczny, tak oczywisty, że trudno go nie dostrzec. Przechodząc z kadru do kadru nie czułem więzi z postaciami, nie fascynowały mnie ich problemy czy motywacje. W tej poprawnej historii znalazł się tylko jeden intrygujący wątek, który pojawił się na samym końcu zeszytu.

Część artystyczna wypada odrobinę lepiej niż scenariusz. Kreska jest ostra i nowoczesna. Łączona z żywymi kolorami, daje sporo przyjemności dla naszego zmysłu wzroku. Jedyne, co zapada w pamięć, to charakterystyczny projekt pancerza używanego przez Riri. Mimo ewidentnych inspracji Iron Manem, jest w nim ogromna indywidualność uzyskana poprzez zastosowane kolory czy bardzo kobiece linie. Ekipa odpowiedzialna za rysunki wykonała – w mojej opinii – kawał solidnej, rzemieślniczej roboty.

Pierwszy zeszyt indywidualnego cyklu Ironheart nie powala na kolana, nie porywa wartką akcją. Recenzowany komiks jest po prostu poprawny. Będąc osobą o pozytywnym nastawieniu, nie chcę skreślać tej marki, oceniając tylko jeden zeszyt. Jest szansa na to, że Riri się rozkręci.

Jak Wy uważacie? Czy wasze odczucia są podobne do moich? Może jednak uważacie, że ten komiks jest odkryciem roku? Serdecznie zapraszam was do dyskusji w komentarzach, gdzie chętnie wymienię się opiniami o recenzowanym zeszycie nastoletniej geniusz.


Autor: Buarey

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Podziel się z nami swoim komentarzem.x