„Daughters of the Dragon #1-2” (2018) – Recenzja
Daughters of the Dragon #1-2 (2018)
Tak naprawdę główną zachętą, aby przeczytać pierwsze dwa zeszyty Daughters of the Dragon, była Netflixowa wersja Misty Knight oraz Colleen Wing. Obie kreacje bohaterek bardzo mi się spodobały, a Misty Knight jest moją ulubioną kobiecą postacią w ginącym już zresztą bohaterskim uniwersum Marvelowo-Netflixowym. Postanowiłam więc sprawdzić jak Smoczyce radzą sobie w komiksie, tak więc sięgnęłam po dwa pierwsze woluminy Daughters of the Dragon od Jeda MacKay’a. Czy było warto przeczytać nową serię?
Pierwszy numer opowiada o tym, jak Colleen i Misty mierzą się z tajemniczym Robertem Limem, podejrzanym staruszkiem, który, aby przeżyć, porywa dzieci i wysysa z nich krew (!). Z kolei druga część tyczy się starcia dwóch superheroin z byłym agentem Hydry, Winnerem, który chce zetrzeć z powierzchni ziemi pewne miasto. Czy kobietom uda się zapobiec katastrofom? Przezwyciężą własne słabości i pokonają swoich wrogów?
Misty pokochałam niemalże od pierwszego momentu, gdy pojawiła się w komiksie. Jest szczera, silna, rozsądna i stanowi mózg duetu. Z kolei Colleen jest troszkę mniej rozważna, bardziej ekscentryczna i przez to może częściej popada w tarapaty, w które równocześnie wplątuje Misty. Obie bohaterki wzajemnie się uzupełniają oraz tworzą silny i zgrany team. Chociaż nie mogę ukryć, że Colleen troszkę mnie drażni, zwłaszcza w pierwszym woluminie. Takiej nieodpowiedzialności to bym się z jej strony nie spodziewała…
Za stronę graficzną Daughters of the Dragon odpowiada kolejno Travel Foreman oraz Joey Vazquez, a za kolorystykę Jordan Gibson i Rain Beredo. Ehh… Co do oprawy wizualnej mam pewne zastrzeżenia. Pierwszy zeszyt, jak dla mnie, nie wygląda zbyt korzystnie. Kreska jest dosyć cienka i taka jakaś bezpłciowa. Twarze bohaterów są nijakie i po prostu nie wygląda to dobrze. W pewnym momencie pojawiają się dwie nowe postacie i przez dłuższy czas nie mogłam rozgryźć, jakiej one są płci. Na szczęście później się przedstawiają i wiadomo już, kto jest kim, ale to nie świadczy dobrze o grafice. Do tego te neonowe kolory w pewnej scenie mnie tak drażniły! Kompletnie nie pasowało to do całości. Z kolei drugi zeszyt jest lepszy pod względem wizualnym. Twarze są lepiej pokazane, kreska jest grubsza oraz wyraźniejsza i zdecydowanie milsza dla oka, a barwy nie są tak jaskrawe.
Ogólnie rzecz biorąc, ciężko mi się czytało te dwa tomiki. Fabuła jakoś nie przypadła mi do gustu, kompletnie nie mogłam się wciągnąć i wręcz odliczałam strony do końca. Nudziło mi się potwornie. Mimo że kreacja głównych postaci jest naprawdę świetna i pojawia się kilka gościnnych występów, np. Nicka Fury’ego czy Taskmastera, tak po prostu radości mej nie było końca, gdy dobrnęłam do finiszu. Nie potrafię wyjaśnić, dlaczego tak się dzieje. Rzadko trafiam na komiksy, które mi się nie podobają, a Daughters of the Dragon nie wzbudza we mnie żadnych emocji. Ani zachwytu, ani wstrętu, ani gniewu, ani żadnej innej emocji. Szkoda, bo liczyłam na świetną zabawę i jazdę bez trzymanki. Niestety, w trakcie lektury totalnie nic nie czułam
Summa summarum, można by powiedzieć, że Daughters of the Dragon to kiepski komiks. Nie mogę jednak powiedzieć w stu procentach, że tak jest. Momentami pozytywnie się zaskoczyłam, a zwieńczenie drugiego woluminu jest dosyć nieprzewidywalne, a cenię sobie nietuzinkowe zakończenia. Ciężko mi więc Was zachęcić do lektury czy totalnie odradzić. Myślę, że najlepiej, byście się o tym przekonali sami.
Autorka: Rose (Vombelka)