SerialeTeksty

„Ironheart” (2025) – Recenzja

Ironheart (2025)
Serce z żelaza

Ironheart. Serce z żelaza. I wszystko jasne. Gdyby to było serce, które bije, mięsień wypełniony krwią, ten serial nie byłby taki bezduszny, taki emocjonalnie nijaki – i tak samo nijaki na każdym innym polu. Ale jest serce z żelaza i są emocje na poziomie kawałka metalu czy kamienia. No może poza bohaterką, która jest tak strasznie płasko i płytko nakreślona i kiepsko zagrana, że irytuje (ale może o to chodziło? żeby grała, jak grałaby sztabka żelaza? jeśli tak, to cel udało się osiągnąć).


Riri Williams. Umie. Potrafi. Wynajduje własną „ironamanową” zbroję i zaczyna działać.

I tyle z opisu, żeby nie iść w spoilery. Ironheart to taka postać, która do mnie jakoś nigdy nie przemawiała. Mało czytałem komiksów o niej, ale każdy – nawet Bendisa, a Bendis wtedy był na szczycie także możliwości – okazywał się nijaką rozrywką z postacią, która jest, zamiast coś wnosić i zamiast jakaś być. Może za mało czytałem, ale to, co przeczytałem nie zachęciło mnie bym sięgnął po więcej. Ale nawet te komiksy były dużo lepsze od serialu, a to coś mówi.

A mogło być ładnie. Nie, żebym spodziewał się, że nagle na polu telewizyjnym Marvel zrobi coś wartego uwagi, ale… Samo założenie serialu, czyli mało superhero, sporo gadania i wnikania w postacie było ciekawe. Niestety nic z tego nie wynikło. Gadanie jest dla gadania, nic ze sobą nie niesie – gdyby tak podpatrzyć coś z kina mumblecore, mogłoby coś z tego być – sylwetki postaci są płaskie, niby scenariusz stara się je pogłębić (szczególnie złoli), ale robi to w tak banalny sposób, że nie jest w stanie niczego zmienić. Ciekawiej robi się dopiero pod koniec (a jedna z postaci… no chciałbym jej więcej), ale wtedy okazuje się, że serial się kończy i nie wykorzystuje potencjału tych wątków.

Wszystko tu jest po macoszemu. Wszystko. Cytując klasyka:


Bez serca, bez ducha…


Sztywne to i drętwe, zarówno na polu technicznym, jak i aktorskim. Reżyseria pozostaje mocno niewyważona i w sztampowych ujęciach nie potrafi znaleźć nic, co zaciekawiłoby widza, a efekty można określić mianem „niespecjalnych”. I niespecjalny jest właśnie ten serial. Kolejna słabizna, która miała coś domknąć, ale w zasadzie nic nie zrobiła. A jeszcze mniej wniosła do MCU jako takiego. Ot do obejrzenia (jeśli już musicie) i do zapomnienia (nie licząc samej końcówki).


Autor: WKP

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 Komentarze
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Podziel się z nami swoim komentarzem.x