„Moon Knight: Fist of Khonshu” #1 (2024) – Recenzja
Moon Knight: Fist of Khonshu #1 (2024)
Moon Knight powraca
Spector wrócił. Znów. I znów musi pokazać, na co go stać. Czy pokazali to twórcy? O dziwo częściowo tak. A o dziwo, bo choć to opowieść oparta na tak zgranym schemacie, który Marvel już wyeksploatował niemal do cna, nadal jest miło, nadal fajnie się to czyta, a przede wszystkim, nadal potrafi zaserwować miły klimat. Acz na pewno brakuje tutaj pomysłowości. Oto komiks Moon Knight: Fist of Khonshu #1.
MARC SPECTOR…BACK FROM THE BEYOND! As an avatar and agent of the Egyptian God of the Moon, Khonshu, former mercenary MARC SPECTOR has died and come back to life on more than one occasion. To the ignorant, his fate beyond death’s grasp may seem idyllic, but being chosen as a Fist of Khonshu comes with a heavy cost! And, like bones in a street fight, Marc Spector, and the multitudes he contains, may be about to break!
Ten zeszyt miał na celu w zasadzie na nowo wprowadzić Spectora i odświeżyć go. Jasno wykłada też co się będzie teraz działo i do czego to zmierza. No i robi obie te rzezy bardzo przyzwoicie, w niezłym stylu, bez pospieszania, bez przedłużania. No i z klimatem, choć wiadomo, to zasługa ilustracji, ale o tym dalej będzie. Problem w tym, że brakuje tu pomysłu, inwencji. Mamy rzetelną robotę środka, rzemieślnicze pisarstwo, jak według wzoru. Spoko to wychodzi i wchodzi, ale nic poza tym.
Graficznie za to jest bardzo miło – mrok, fajne operowanie światłem i cieniem, fajne efekty, nastrój…. No bardzo przyjemnie jest, poziom całości dzięki temu wzrasta i naprawdę potrafi wpaść to w oko i zapaść w pamięć. Śmiało więc można. Ale nie od razu, że trzeba.
Autor: WKP