SerialeTeksty

„Marvel’s Jessica Jones” [Sezon II, odcinki 1-5] – Pierwsze wrażenia

Jessica Jones [Sezon II, odcinki 1-5]

Już 8 marca (równiutko w Dzień Kobiet) czeka nas premiera drugiego sezonu serialu Jessica Jones. Jednak dzięki uprzejmości platformy Netflix Polska mogłem zobaczyć pierwsze pięć odcinków nowej serii, zanim ta oficjalnie stanie się ogólnodostępna. Muszę przyznać, że byłem mile zaskoczony. Chociaż sezon pierwszy bardzo mi się podobał, tak często spotykałem się z opiniami, jakoby był on miejscami nierówny i na siłę wydłużany. Wiem, że na podstawie kilku epizodów ciężko oceniać całokształt, ale póki co spokojnie mogę stwierdzić, że twórcy show wzięli pod uwagę wszelką krytykę i zmienili to i owo. Sprawdźmy zatem co. Oczywiście bez spoilerów.

Jessica Jones

Jess to wciąż zblazowana życiem, aspołeczna mizantropka, której ulubioną rozrywką jest zalewanie w zasadzie wszystkiego, bo nie tylko problemów, hektolitrami alkoholu. Jeśli ktoś zatem obawiał się, że protagonistka uległa jakiejś zmianie lub zatraciła uwielbiany przez wielu charakter – spokojnie. To wciąż to samo „odpychające babsko” ( 😉 ).

Abstrahując już od samej pani detektyw, drugi sezon serialu stoi właśnie głównie postaciami oraz sposobem ukazywania ich rozwoju. Mamy tu do czynienia nie tylko ze starymi znajomymi, czyli z Trish, Malcolmem i Jeri. Pojawiają się tu także całkiem nowe charaktery, jak Ingrid, czy wprowadzający do całej produkcji bardzo dużo dynamiki Oscar wraz ze swoim synem, którego po prostu nie da się nie lubić. Na pochwałę zasługuje też antagonistka odgrywana przez Janet McTeer. 

Postać, w którą wciela się McTeer, to bardzo intrygująca i tajemnicza osoba, a przede wszystkim zaskakująca i wprawiająca w osłupienie. Nie mam zamiaru na razie porównywać jej z Kilgravem, bo całego sezonu nie widziałem i nie dostałem jej na tyle dużo, aby takie wnioski wysuwać. Jednak z tego, co do tej pory zobaczyłem, na pewno nie mogę powiedzieć, że jest ona mniejszym zagrożeniem niż „fioletowy facet”. Nieraz łapałem się za głowę widząc to, co za jej sprawą odprawiało się na ekranie. Co dokładnie? To musicie odkryć już sami.

Jessica Jones

Co do fabuły – chyba nie sądzicie, że powiem Wam dokładnie o co chodzi, prawda?

Wszystko kręci się tym razem (przynajmniej przez te pięć epizodów) wokół samej panny Jones, pewnej firmy oraz tego, jak Jess uzyskała swoje supermoce. W dodatku historia posuwa do przodu bardzo wolno. Powiedziałbym nawet, że ślamazarnie, ale nie jest to tym razem zarzut. Taki sposób prowadzenia akcji sprawdza się świetnie w dwóch kontekstach.

O jednym wspomniałem już wcześniej. Jest to rozwój charakterologiczny. Drugi sezon przygód Jessici nie skupia się już tylko na niej. Od tej pory czas antenowy jest równomiernie rozłożony na każdego z bohaterów i kilka wątków, które ich dotyczą. Dzięki temu nie tylko poznajemy ich lepiej, ale mamy też możliwość zżycia się z nimi, uknucia własnych teorii i spekulowania na temat dalszych wydarzeń. Nic nie jest podane na talerzu.

Drugi kontekst to rzecz, którą docenią wszyscy fani kryminałów i thrillerów – chodzi o pracę detektywa. Jak wiadomo – aby coś zrobić dobrze, nie można robić tego po łebkach. Aby sprawę doprowadzić do końca, trzeba się wysilić i dać coś z siebie. I to właśnie dostajemy. Bardzo podoba mi się to, jak bohaterka w końcu ukazana jest przy pracy, bo wypadło to zdecydowanie lepiej niż w 1. sezonie. Mamy momenty, gdy Jess musi gdzieś pójść, coś zrobić, odnaleźć czy z kimś pogadać, ale mamy też sceny, gdzie po prostu siedzi przy laptopie i robi tzw. „research”. Niby nic, a cieszy bardzo. Mówiąc w skrócie – powolutku, ale dokładnie.

Jessica Jones

Cóż jeszcze mogę dodać? Klimat jest bardzo ciężki. Momentami nawet depresyjny. Czuć tu wszechobecne zrezygnowanie i niechęć oraz piętrzące się na każdym kroku problemy, które życia nikomu nie ułatwiają, ale to właśnie jest jednym z najbardziej urzekających aspektów Jessici Jones. Brud, uzależnienia, pakowanie się w życie innych osób na ich własne życzenie i ogólny brak motywacji do dalszej pracy. I tak w koło Macieju, tworząc zaplatane sytuacje jak w jakimś labiryncie, z którego mało komu chce się wyjść, a na pewno nie samej zainteresowanej.

Z wypiekami na twarzy czekam na 8 marca, bo odcinek 2×05 skończył się takim cliffhangerem, że ktoś, kto wymyślił ten zwrot akcji, powinien trafić do piekła. Tymczasem z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że przystawka była bardzo smakowita i mam nadzieję, że danie główne okaże się jeszcze lepsze. Na to się zapowiada.


Autor: SQ


Za udostępnienie pierwszych odcinków do recenzji przed oficjalną premierą dziękujemy platformie Netflix Polska.

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 Komentarze
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Podziel się z nami swoim komentarzem.x