„Superbohaterowie Marvela #7: Avengers” – Recenzja
Superbohaterowie Marvela #7: Avengers
Ultron Bez Ograniczeń
Przed laty magazyn komiksowy Wizard stworzył listę 100 najlepszych komiksów w historii. Listę, jak to bywa w takich przypadkach, kontrowersyjną, ale na pewno wartą poznania i skonfrontowania z własnymi typami. Wśród wielu kultowych, cenionych pozycji, znalazła się tam jedna jedyna opowieść o Avengers, Ultron Unlimited, czy jak chce tego polski tytuł Ultron Bez Ograniczeń. Umieszczona na miejscu 79. uznana została za lepszą od takich dzieł, jak Kryzys na nieskończonych Ziemiach, Green Lantern: Szmaragdowy świt, Batman: Mroczne zwycięstwo, Ultimate X-Men: The Tommorow People czy Batman: Azyl Arkham. Robi wrażenie? Niestety większe niż sam komiks.
Ultron od zawsze należał do największych przeciwników Avengers. Sztuczna inteligencja stworzona przez Hanka Pyma, żyjąca w ciele z niezniszczalnego adamantium, uznała, że ludzkość należy wymordować. Pokonywany nie jeden raz, powracał mocniejszy i powraca także teraz, kiedy Avengers mierzą się z problemami wizerunkowymi. Gdy zakłady w Wakandzie zostają zaatakowane przez wroga, a Hank Pym porwany, o czym donosi Wasp, zaczyna się kolejny rozdział walki z wszechpotężnym wrogiem. Co więcej zjawia się Alkhema, a to zaledwie początek. Kiedy Ultron w kilka chwil wymordowuje całą populację maleńkiego, nadbałtyckiego kraju Slorenia, Kapitan Ameryka, Thor, Iron Man, Czarna Pantera i Firestar stają w obliczu jednego z największych wyzwań w ich dotychczasowej karierze…
Jeśli chodzi o przygody Avengers, nie rozumiem, czemu Ultron Unlimited (pozwólcie, że będę trzymał się oryginalnego tytułu, bo polski przekład jest w tym wypadku koszmarny, ale szerzej o tym napiszę poniżej) stał się tak cenioną opowieścią. Owszem, jest ciekawie, dzieje się dużo, mamy epickie pojedynki i całkiem sporo treści zawartej właściwie tylko w czterech zeszytach, ale nie jest to nic ponad to, co seria miała do zaoferowania do tej pory. O wiele lepszy jeśli chodzi o postać stworzonego przez Hanak Pyma wroga, jest event Era Ultrona. Co nie znaczy, że niniejszego albumu nie warto czytać. Warto, to w końcu dobra opowieść, ale tylko dobra i do pięt nie dorasta albumom wymienionym przeze mnie na wstępie.
Co jest w niej dobrego? Na pewno epicka fabuła, która równa z ziemią wielkie obszary i doprowadza bohaterów na skraj wycieńczenia. Plejada marvelowskich gwiazd też jest jak najbardziej na plus. Dobrze wypadł również wątek z medialnymi kłopotami mścicieli, a całość zrobiona została w starym stylu (także pod względem graficznym ilustracji George’a Péreza, autora rysunków choćby do Kryzysu na nieskończonych Ziemiach). Dlatego też, choć zeszytów składających się na główną opowieść jest niewiele (cztery regularne, plus krótki wstęp), dużo jest tu czytania, dużo też powracania do wcześniejszych wydarzeń i wyjaśniania różnych rzeczy, co z pewnością przyda się nowym odbiorcom.
Warto także docenić dodatki. Wprawdzie wolałbym, żeby zamiast komiksowego debiutu Avengers znalazł się tu debiut Ultrona. Lepiej pasowałby on do całokształtu historii. Mimo wszystko, ten klasyczny zeszyt jest naprawdę dobry. Przedstawia się tu bowiem starcie z Lokim, z którego czerpano tworząc filmowy hit sprzed kilku lat. Do tego dochodzą kulisy serii, a także lista bohaterów (wraz ze „zdjęciami”), którzy należeli do Avengers. Mamy tu też top najlepszych historii z mścicielami, losy tej grupy od powstania właściwie po dzień dzisiejszy oraz krótki spis najważniejszych zeszytów serii. A wszystko to tradycyjnie dla Hachette znakomicie wydane i w świetnej cenie.
Niestety tradycyjny dla tej serii jest też przekład. A nawet gorszy niż dotychczas. Pokazuje to już sam tytuł. Może brzmi to jakbym się czepiał, ale Ultron Bez Ograniczeń brzmi fatalnie. Nie można było prościej? Choćby Ultron Bez Granic? Można, ale do tego trzeba by było znać język angielski, a niestety album sprawia wrażenia tłumaczonego ze słownikiem w ręku. Czasem także bez znajomości tematu, choć nie ma tu takich kwiatków jak z początków TM-Semic, kiedy to Peter wspominał swojego przyjaciela, Gwena Stacy’ego.
Mimo tych problemów translatorskich, całość da się czytać. I to z przyjemnością. Jeśli więc lubicie Avengers albo opowieści od Marvela z dużą ilością komiksowych gwiazd przewijających się przez strony, będziecie zadowoleni, choć niestety nie zachwyceni.
Autor: WKP