„The Darkhold Omega #1” (2022) – Recenzja
The Darkhold Omega #1 (2022)
End of the Dark(hold)
Wraz z zeszytem The Darkhold Omega końca dobiega wreszcie event The Darkhold. Uff. Przyznam szczerze, że chociaż tytuł oferował kilka niezłych komiksów, jako jedna duża opowieść nie sprawdził się za dobrze. A finał, choć całkiem niezły, podtrzymuje wrażenie, że to po prostu kolejna zbędna opowieść, o jakiej fani szybko zapomną.
THE FATE OF ALL EXISTENCE LIES IN THE HANDS OF FIVE TWISTED MINDS! Five of the world’s greatest heroes – Spider-Man, Black Bolt, Blade, Wasp, and Iron Man – took a chance and read from the cursed Darkhold. They were meant to gain the power to fight back the dread elder god Chthon – but instead they’ve lost their minds and all they once held dear. Was it worth the cost? And who is their bold new ally – a product of Chthon’s dark dimension, or something else entirely? Steve Orlando and Cian Tormey deliver a heart-pounding conclusion to the epic Darkhold event – and introduce a hero who will take the Marvel Universe by storm!
Ta opowieść miała potencjał, ale go nie wykorzystała. Są tu momenty, które miały być iście epickie, ale epickie nie są. Są sceny, które mogły działać na wyobraźnię, ale nie działają. Wreszcie jest akcja, która miała porywać, a wyszła jakaś miałka. Po lekturze całości w pamięci mam może ze dwa zeszyty, a po skończeniu ostatniego numeru pozostało mi wrażenie, że najlepsza w nim była okładka.
Owszem, jest tu kilka ciekawych momentów, a momentami można bawić się nieźle. Rysunki też są całkiem miłe dla oka. Rzecz w tym, że wszystko jest tu manieryczne, jakby opowiadane na siłę i bez większego pomysłu na fabułę. Efekt finalny jest więc taki, że to produkt jedynie dla zagorzałych fanów magicznej strony uniwersum Marvela i nikogo poza tym.
Autor: WKP