„Venomverse Reborn” #1 (2024) – Recenzja
Venomverse Reborn #1 (2024)
Venomversum… znów
Trzech scenarzystów, trzy historie i jakoś tak nic szczególnego. Tak w skrócie wygląda zeszyt Venomverse Reborn #1 – kolejna próba reanimowania pajęczego multiwersum, którymi rzygam już w ostatnich latach. Okej, ta nie jest tak zła, jak to, co próbował wcisnąć nam Slott jakiś czas temu, ale też za dobrze nie jest. Główna historia od Ewinga, która ciągnąć się będzie przez kolejne trzy zeszyty, jest nudna i miałka. Lepiej, choć są mocno przewidywalne, wypadają dodatki – szczególnie jeden, taki trochę horrorowy. Ogół jednak to kolejny dowód na to, że ta historia miała potencjał na jedną, dwie opowieści, ale Marvel eksploatował ją tak długo, że nie ma za bardzo czego zbierać.
THE DARKEST WEB IS RESPUN! Dive back into the darkness as the Venomverse is reborn, with stories of symbiotes from all across the Multiverse! First, Benjamin Percy and Brian Level spin a tale of the murder of the Earth’s Mightiest Heroes by one of their own…but who? Then Christos Gage drags Venom from Insomniac Games’ Marvel’s Spider-Man 2 across the Venomverse to take on Knull! And all the while, Al Ewing and Danilo S. Beyruth set the stage for the tales spinning out of the ongoing VENOM series!
Różne Venomy, różne historie, niestety podobny poziom braku inwencji. Na plus jest tu szybka akcja, nieprzesadna ilość gadania i to, że czasem klimatycznie bywa. Na minus, że nie dość, że to wszystko już było tyle razy, to jeszcze jakoś tym razem skala jest mniejsza, robi mniejsze wrażenie, a że jednocześnie nie ma tu nic ponad rozrywkę, braki w tej rozrywce są mocniej widoczne.
Graficznie? Tu jest dobrze, nie mam się czego czepiać, bo fajnie to wygląda, nastrojowo, dynamicznie, ale brakuje też tego, by twórcy mogli rozwinąć skrzydła i pokazać nam coś naprawdę robiącego wrażenie. No i tak wygląda całość – niby coś jest, ale na pół gwizdka, bez pokazania tego, co mogłoby zrobić wrażenie.
Autor: WKP