„Wolverine Annual” #1 (2024) – Recenzja
Wolverine Annual #1 (2024)
Infinity Wolvie
Połowa eventu Infinity Watch za nami. Powiedziałbym, że się cieszę, bo bliżej już niż dalej, ale przed nami jeszcze cztery zeszyty, a ja rzygam tym badziewiem. Wiadomo, mogło być gorzej, niż jest w tym numerze, ba, gorzej już bywało, ale tak mnie męczy ta opowieść, że brnę przez nią, jak przez bagno i niemal nie umiem znaleźć żadnych pozytywów. Oto komiks Wolverine Annual.
„INFINITY WATCH” PART FIVE! WOLVERINE vs. INFINITY WATCH, and the whole world hangs in the balance! Logan’s efforts to rescue a community from destruction are upended when the new Infinity Watch crashes into town! The claws come out to protect the innocents, but can even adamantium withstand the raw power of the INFINITY STONES? The best there is must summon the best he’s got to survive! PLUS: Derek Landy and Sara Pichelli bring NICK FURY’s investigation to a head as he closes in on the Death Stone bearer!
Zacznę od pozytywów tego zeszytu. W zasadzie od pozytywu, bo jeden tylko widzę jeśli chodzi o samą opowieść – czyli momenty, kiedy to jest komiks bardziej o Wolviem, niż o Nieskończoności. Bo takie są, może ze dwie strony tylko, a szkoda, ale jednak. Gdyby tak rządziły bardziej zwykłe rzeczy, a kosmiczna akcja była dodatkiem, byłoby przyjemnie, a tak jest… No nic ciekawego tu nie ma.
Nieangażująca akcja, wydarzenia, które nie ciekawią, widowiskowość, która zamiast robić wrażenie, wywołuje ziewanie… No a przecież jest dynamicznie, jest spoko walka, a jednak jakoś nie ma w tym siły. Szkoda.
Autor: WKP