„Amazing Spider-Man: Królewski okup” (Tom 13) – Recenzja
Amazing Spider-Man: Królewski okup (Tom 13)
W końcu los się uśmiechnął i sprawił, że w moje ręce wpadł komiks Amazing Spider-Man: Królewski okup. Przyznam szczerze, że dawno nie czytałam żadnej opowieści z Pajączkiem w głównej roli, dlatego z tym większą radością, oczywiście dzięki uprzejmości wyd. Egmont Polska, wzięłam się za lekturę tego komiksu. Czy warto było się ekscytować?
Czy tablica linii życia znów okaże się śmiercionośnym artefaktem? Tym razem na tablicę zasadza się burmistrz Wilson Fisk. Ale żeby położyć na niej łapy, będzie musiał pozbyć się Bumeranga. Nie ma jednak pojęcia, że ten skumplował się ostatnio ze Spider-Manem. A nawet został współlokatorem Petera Parkera. Ścianołaz będzie musiał się nieźle napocić, żeby Kingpin nie zdobył niemal nieskończonej mocy. Zbiera więc swoich sojuszników i wkłada zupełnie nowy kostium. Tymczasem władcy połświatka rywalizują ze sobą na skinienie Kingpina, można więc spodziewać się wojny totalnej!
Fabuła komiksu jest prościutka. Spider-Man zaprzyjaźnia się z Bumerangiem i wspólnie walczą w pogoni na czas z przestępczym półświatkiem pod dowództwem Wilsona Fiska, żeby zdobyć pewne magiczne tablice, których moc może zagrozić światu. W międzyczasie J. Jonah Jameson prowadzi swoją kampanię promującą Pajączka w social mediach próbując udowodnić, że papierowa gazeta umiera i zostaliśmy opętani przez różne appki. W tle toczy się też wątek zakazanej miłości, który okazał się naprawdę przezabawny.
Opowiadanie przeczytałam bardzo szybciutko i z miejsca dałam się wciągnąć. Historia jest bardzo prościutka, przyjemna i wręcz idealna na chłodny niedzielny wieczór przy herbatce rozgrzewającej. Pajączka oczywiście nie da się nie lubić, a jego rozmyślania czyta się równie przyjemnie co pozostałe dialogi w dymkach. Podoba mi się też przedstawienie social mediów jako ogłupiającego narzędzia, żeby tylko nabić sobie lajki albo być w centrum uwagi za wszelką cenę. Nie wiem czy taki był oryginalny zamysł Nicka Spencera, ale bardzo subtelnie i ciekawie poruszył tę tematykę.
Za stronę graficzną Królewskiego Okupu odpowiadają m.in. Patrick Gleason, Federico Vincentini czy Federico Sabbatini, a za kolorystykę Edgar Delgado oraz Alex Sinclair. O ile na barwy nie mogę narzekać, bo są naprawdę piękne i pasują do atmosfery opowiadania, tak co do kreski mam nierzadko wątpliwości. W co najmniej dwóch zeszytach sceny na poszczególnych kadrach zostały tak chaotycznie ukazane, że szło się pogubić. W niektórych momentach akcji nie byłam w stanie rozszyfrować co ja widzę oraz co się tak właściwie dzieje. To jest tak właściwie jedyny taki wizualny mankament.
Poza tym oprawa jest miękka, ale na tyle wytrzymała, że się nic nie zgina. Okładki alternatywne jak zwykle zapierają dech w piersiach, a kartki są śliskie i odpowiednio grube, żeby bez problemu kartkować strony. Na czcionkę też nie mogę narzekać, a tłumaczenie Bartosza Czartoryskiego jak zwykle trzyma poziom.
Amazing Spider-Man: Królewski Okup to naprawdę ciekawa i wciągająca historia, która potrafi rozbawić, a nawet momentami rozczulić i konkretnie zaskoczyć. Także jeśli pragniesz szybkiej i chwilowej odskoczni od rzeczywistości to myślę, że warto wydać te 59,99 zł i udać się w niesamowitą przygodę ze Ścianołazem.
Autorka: Rose (Vombelka)
Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Egmont Polska. Jeśli recenzja przekonała Was do zakupu – opisywany tom/serię możecie nabyć tutaj.