„Wolverine: Staruszek Logan” – Recenzja
Wolverine: Staruszek Logan
Przy okazji recenzji pierwszego tomu serii Staruszek Logan, która trafiła na polski rynek w ramach inicjatywy Marvel Now 2.0, pozwoliłam sobie na nieco prywaty i wyznanie, że nie miałam okazji przeczytać poprzedzającej tę serię historii o Old Man Loganie autorstwa Marka Millara. Nie spodziewałam się wówczas, że moja kupka wstydu zmniejszy się tak szybko, jednak pomogło mi w tym wydawnictwo Egmont, które wydało pokaźnych rozmiarów tom zatytułowany Wolverine: Staruszek Logan. Zawiera on pełne wprowadzenie do wspomnianej wcześniej opowieści, które pierwotnie zostało wydane w zeszytach Wolverine #66-72 i na łamach komiksu Wolverine: Old Man Logan Giant-Size.
Mark Millar w swojej historii zabiera nas do brutalnego, wyjałowionego świata, w którym próżno szukać superbohaterów. Wszyscy zginęli wiele lat temu. W tym świecie swoje małe miejsce odnalazł Logan. Ma własną farmę, żonę i dzieci. Od lat nie wysuwa szponów. Nie wynika to jednak z faktu, iż nic mu tam już nie grozi. Wręcz przeciwnie, nad zamieszkałą przez niego ziemią władzę sprawuje okrutny gang Hulka. Trauma z przeszłości zabiła jednak Wolverine’a. Pozostał już tylko Logan.
Aby zdobyć środki na zapłatę haraczu dla gangu, Logan jest zmuszony udać się wraz z Hawkeyem na niebezpieczną podróż przez Amerykę. Niemal cała ich przygoda jest zatem opowieścią drogi, dzięki której czytelnik jest w stanie bliżej poznać realia świata przedstawionego. Obranie właśnie takiej konwencji było w tym przypadku strzałem w dziesiątkę. Ponadto, pozwoliło na stopniowe odkrywanie przeszłości i przepracowywanie traum za pośrednictwem rozmów między dawno niewidzianymi znajomymi. W ten sposób autor zawarł w komiksie potrzebną do zrozumienia zasad działania miejsca akcji ekspozycję, jednak zaprezentował ją w sposób naturalny i sprawny, bez uderzania nas nią w twarz.
W twarz może jednak uderzyć ogrom brutalności i przemocy wprost wylewającej się z kart tego komiksu. Krew lejąca się strumieniami i bryzgające flaki to tutaj chleb powszedni. Dlatego też słusznie tom ten jest przeznaczony tylko dla dorosłych czytelników.
Pomimo tak drastycznych scen, których nie powstydziliby się twórcy gore, oprawa graficzna autorstwa Steve’a McNivena jest znacznie bardziej przystępna niż ta autorstwa Andrei Sorrentino z kontynuacji serii. McNiven postawił na okrutny realizm, a wręcz naturalizm, który koloryści opatrzyli barwami podkreślającymi otaczające bohaterów brudne i skąpane w pyle tereny.
Najmocniejszymi aspektami tej opowieści są jednak jej oryginalność, a także warstwa psychologiczna tytułowego bohatera. Wspomniana wcześniej trauma nie wydaje się być pretekstowa czy wydumana. Moment ujawnienia jej przyczyny wywarł na mnie naprawdę ogromne wrażenie i sprawił, że w pełni zrozumiałam późniejszą motywację Logana. Sam koncept i wykreowany przez Millara i McNivena świat również jest fenomenalny. Z jednej strony odrzuca, a z drugiej zachwyca. Nic więc dziwnego, że ta seria dała początek naśladującym ją historiom z “Old Man…” w tytule.
Jeśli więc macie wystarczająco mocne nerwy i trochę wolnego czasu, zapoznajcie się z tomem Wolverine: Staruszek Logan od Egmontu. Jestem przekonana, że nie będziecie żałować.
Autorka: Dee Dee
Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Egmont Polska. Jeśli recenzja przekonała was do zakupu, to serię/tom możecie nabyć tutaj.
Po takiej recenzji wypada ten komiks przeczytać. Bardzo ciekawa fabuła.