„Ant-Man #1” (2022) – Recenzja
Ant-Man #1 (2022)
Urodziny Ant-Mana
Obchody sześćdziesięciolecia powstania postaci, jaką jest Ant-Man to dobra okazja do zaserwowania nam ciekawych opowieści z małym herosem Marvela. Jak wiadomo, różnie w takich sytuacjach bywa, więc od tego zeszytu miałem równie wiele oczekiwań, jak i obaw. Na szczęście okazał się naprawdę dobrą opowieścią, po którą warto było sięgnąć.
Flash back to the early days of Hank Pym’s career as the astonishing Ant-Man! It’s date night for Hank and his girlfriend Janet Van Dyne, but nobody told that to Ant-Man’s enemies! Watch as Hank’s ant-agonists band together to finally take down the scientific adventurer! But will anyone come to his rescue? And who is the mysterious stranger who stalks him? Join Al Ewing (IMMORTAL HULK) and Tom Reilly (THE THING) as they explore the history of every hero (past, present and future!) called Ant-Man!
Al Ewing dał radę. Naprawdę. Nie zrobił tu żadnego cudu. Nie wywrócił wszystkiego do góry nogami. Ale zaserwował nam kawał naprawdę dobrej rozrywki. Zarówno dla fanów postaci, jak i tych, którzy chcieliby w tym miejscu zacząć z nią swoją przygodę. Gdyż, ten zeszyt to powrót do przeszłości, kolejny (oj, ile tego daje nam Marvel!), ale tym razem na poziomie.
Sentymenty? Zabawa motywami i estetyką rodem z lat 60.? Klimat? Lekkość? Sporo gadania, bo przecież bez tego nie mogło się obejść? Tak, wszystko to tu mamy, podane z talentem, ze smakiem. Owszem, chciałbym czegoś więcej, chciałbym, żeby Ewing zaangażował fabułę w jakieś ważne tematy, czymś nas wstrząsnął, bo nadal w komiksach można to zrobić. Postawił jednak na rozrywkę. Rzetelną i dobrze wykonaną, i to też doceniam.
Trochę bym tylko jeszcze pokombinował z rysunkami, bo mimo, że przez większą część zeszytu są udane i trzymają oldschoolowy ton, to czasem gubią gdzieś ten klimat. Rzadko, ale jednak. Tak czy inaczej to nic, co psułoby odbiór. Co by zawodziło. A po zeszyt śmiało możecie sięgnąć.
Autor: WKP