„Black Cat” #1 (2025) – Recenzja
Black Cat #1 (2025)
Zwyczajna kotka
Jak lubiłem wczesne prace G. Willow Wilson, tak ostatnio zawodzi mnie coraz bardziej. Zeszyt Black Cat #1 jednak okazuje się pewnym powrotem do formy, ale jedynie częściowym. Co to znaczy? Że podoba mi się podejście, prostota, zwyczajność i humor, ale brakuje w tym czegoś ponad to.
SUPER-THIEF, SUPER…HERO?! FELICIA HARDY is the BLACK CAT, the world’s slyest and most skilled super-thief! She loves a good score. The longer the odds – the better! But her entire world turned upside down after THE AMAZING SPIDER-MAN’s battle with HELLGATE, so Felicia is turning over a new leaf as New York City’s newest…super hero?! The first super villain on her list – THE LIZARD! But will the Black Cat risk it all after her do-gooding moral high ground attracts dangerous attention from the lowest of the city’s underworld? Easy, KINGPIN OF CRIME, she’s still skimming off the top – honest! Superstar G. WILLOW WILSON joins rising star GLEB MELNIKOV to chart the winding road of twists and turns, laughs and mind-bending action of BLACK CAT’s next exciting chapter!
Więc tak – mamy tu dość prostą historię o kotce, taką zwyczajną, bez jakichś naprawdę epickich czy wielkich wydarzeń. Wszystko to podane na luzie, z humorem, lekkością, ale mam wrażenie, że wszystkie te elementy, które powinny być przede wszystkim środkiem do celu, siłą nośną fabuły, tu są celem samym w sobie a fabuły jest jak na lekarstwo.
W efekcie czyta się to dobrze, ale opowieść nie angażuje czytelnika. Sama bohaterka też nie jest tak dobrze skrojona, jak być mogła, bo czuć tu manierę Wilson, a choć tą bardzo lubię, do Black Cat nie do końca mi pasuje. Graficznie jest nieźle, ale za kolorowe to, za barwne, za bardzo typowe i nijakie. Przeczytać śmiało można, bo zabawa jest niezła nawet mimo braku jakiejś ciekawszej treści, ale nic, co trzeba. Bo to trochę tak, jakby obejrzeć skecz, gdy chciało się dobrą komedię. Niby żarty są, ale brakuje jakieś większej historie, które by je spajały.
Autor: WKP