„Ant-Man and The Wasp” (2018) – Recenzja

Ant-Man and The Wasp (2018)

Ant-Man and The Wasp to już dwudziesta produkcja, która wchodzi w skład Marvel Cinematic Universe. Amerykańska premiera filmu odbyła się 6 lipca. Niestety, z powodu odbywającego się do niedawna Mundialu spora część europejskich fanów, w tym z Polski, musiała czekać praktycznie miesiąc, aby móc go zobaczyć. Warto też dodać, że sequel Ant-Mana to jeden z tych filmów, który nie jest bezpośrednią kontynuacją tego, co widzieliśmy wcześniej, gdyż czasowo jest on umiejscowiony pomiędzy Captain America: Civil WarAvengers: Infinity War.

Czy warto było wydać pieniądze na bilet? Sprawdźmy to razem w tym oto artykule. Oczywiście BEZ SPOILERÓW.

Ant-Man and The Wasp

Zacznijmy od fabuły, która nie jest specjalnie skomplikowana. Zasadniczo to w ogóle. Nie chcę spoilerować, więc napiszę, że chodzi, podobnie jak w pierwszym Ant-Manie, przede wszystkim o rodzinę. Dla Scotta najważniejsza jest córka – Cassie. Dla Hope i Hanka – Janet (dla niej matka, dla niego żona). Myślę, że to żadna niespodzianka, bo jeśli ktoś widział jakikolwiek trailer czy plakat, wie, że Janet będzie ważną personą w Ant-Man and The Wasp. Równie istotną kwestią jest tutaj wymiar kwantowy, do którego co chwilę bohaterowie się tutaj odnoszą. Nawet antagonista, a raczej antagonistka filmu – Ghost – ma także interes w kontekście tego właśnie miejsca.

W całą historię zgrabnie wplątano stosunkowo ważny motyw Porozumienia z Sokovii, rozbudowując go i kurczowo się go trzymając, co moim zdaniem zasługuje na pochwałę. Przecież to właśnie ten dokument dość mocno wstrząsnął fundamentami Kinowego Uniwersum Marvela, doprowadzając do rozłamu wśród Mścicieli oraz reszty „nadludzkiej” części społeczeństwa.

Warto jeszcze zaznaczyć, że w Ant-Man and The Wasp mamy do czynienia z problemem bardzo lokalnym. Problemem, który zagraża najbliższej okolicy, a nie całej planecie. To plus, gdyż Ant-Man i Wasp – z takim, a nie innym arsenałem mocy – nie są mega potężnymi bohaterami, którzy sami powinni być stawiani przeciwko globalnym komplikacjom.

Ant-Man and The Wasp

Świetną robotę i sporo elementów komediowych wprowadzają tu, jak można się domyślić, Luis i jego opowiastki o tym, jak ktoś dowiedział się od kogoś innego, że coś tam się kiedyś tam i gdzieś tam wydarzyło. To prawdziwe złoto. Na równi z tym stoją też gagi i żarty, z których słynie Paul Rudd, czyli filmowy Scott. Szczególnie, gdy wtórują mu Evangeline Lilly i Michael Douglas. Ten drugi, ku mojemu zdziwieniu, otrzymał w A-MaTW  naprawdę sporo czasu ekranowego: nie tylko jest naukowcem, ale też naprawdę całkiem zabawnym gościem! A mawiają, że „starego psa nowych sztuczek już nie nauczysz”. Chętnie bym Wam jakieś z nich przytoczył, ale frajdy z oglądania odbierać Wam nie będę.

Efekty specjalne jak zawsze w filmach Marvel Studios stoją na najwyższym możliwym poziomie. W tym przypadku są to oczywiście głównie momenty zmniejszania i powiększania. Wiadomo, nie chodzi tu tylko i wyłącznie o głównych bohaterów, ale też o przedmioty. Zmieniające rozmiar budynki, samochody i inne elementy otoczenia to prawdziwe cudeńko, a to, jak fantastycznie wplątano elementy zmniejszająco-powiększające w choreografię pojedynków, robi piorunujące wrażenie. Bohaterowie naprawdę udowadniają swoimi ruchami, że po prostu urodzili się z talentem do bycia superhero. Nie można też zapomnieć o nieodłącznych kompanach Człowieka-Mrówki… mrówkach właśnie. Oczywiście do realnych insektów raczej ich porównywać nie będziemy, ale wyglądają bardzo fajnie. Szczególnie gdy pojawia się ich cała chmara lub gdy któraś z nich ulega niespodziewanemu powiększeniu.

Jednak wisienką na torcie jest wspomniany na samym początku wymiar kwantowy. Jeśli ten jeden krótki moment w pierwszym Ant-Manie zrobił na Was wrażenie, to tutaj będziecie zwyczajnie zachwyceni. Jest tego naprawdę dużo, a to, jak go ukazano… majstersztyk! Myślę, że spokojnie można go porównać do psychodelicznej podróży po multiwersum w filmie Doctor Strange.

Summa summarum, Ant-Man and The Wasp to świetna kontynuacja dobrego filmu. To w dalszym ciągu piękna opowieść o rodzinie i innych pozytywnych wartościach moralnych z elementami akcji i komedii, gdzie widz nie czuje się przytłoczony niemożliwym na pierwszy rzut oka zagrożeniem dla całego świata. Bohaterowie mają swoją misję, którą muszą, a raczej chcą wykonać… i robią to w najlepszym superbohaterskim stylu, korzystając z wszystkich dostępnych im środków. Polecam z pełną odpowiedzialnością! Podobało mi się i mam nadzieję, że spodoba się też i Wam.

PS. Pamiętajcie, że film posiada DWIE SCENY PO NAPISACH. Warto więc siedzieć w kinie od końca.


Autor: SQ

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Podziel się z nami swoim komentarzem.x