„Marvel’s Voices: Pride #1” (2021) – Recenzja
Marvel’s Voices: Pride #1 (2021)
Seria specjalnych komiksowych historii zatytułowana Marvel’s Voices oddaje głos twórcom należącym do grup mniejszościowych i pozwala im stworzyć krótkie opowieści z bohaterami podobnymi do nich w rolach głównych. Seria ta doczekała się już trzech odsłon. Pierwsza z nich oddała pole twórcom i postaciom pochodzącym z rdzennych plemion Ameryki, druga skupiła się na osobach czarnoskórych, a trzecia i najnowsza została w pełni poświęcona społeczności LGBT.
Luciano Vecchio, Mariko Tamaki, Vita Ayala, Steve Orlando, Lilah Sturges, Kieron Gillen, Terry Blas, Tini Howard i inni scenarzyści i artyści stworzyli w sumie czternaście krótkich historyjek, w których pojawiają się bohaterowie będący jednocześnie osobami LGBT. Nie zabrakło tu postaci znanych i lubianych od lat, jak Black Cat, Mystique czy Iceman, jednak szerokie pole oddano także młodszym bohaterom takim jak Anole czy Daken. Swój komiksowy debiut zalicza tu także zupełnie nowa postać – tajemniczy, władający snami mutant Somnus.
Tom rozpoczyna się jednak od bardzo dobrze zrealizowanego wstępu przygotowanego przez Luciano Vecchio i Mike’a O’Sullivana, który przybliża czytelnikom historię reprezentacji osób LGBT na łamach Marvel Comics: począwszy od pierwszego otwarcie homoseksualnego bohatera, Northstara, przez pierwszy w historii pocałunek i ślub osób tej samej płci na kartach komiksowych, aż po ostatnie lata, gdy postaci nieheteronormatywnych pojawia się nieco więcej i twórcy zdają się trochę bardziej odważnie poruszać kwestie ich tożsamości. Wprowadzenie to jasno pokazuje jednak, że droga do tego momentu była długa i poprzedzona całymi latami domysłów i sugerowania, że życiowi partnerzy to tylko dobrzy przyjaciele albo współlokatorzy (ekhm, Mystique i Destiny, ekhm).
A jak wypadają same historie? Z tym, jak można było się domyślić, bywa różnie. Nie znalazłam tam jednak żadnej części, która byłaby po prostu zła, choć jest tu kilka takich fragmentów, które nie zostaną w mojej pamięci na dłużej. Tak zapewne będzie z historiami poświęconymi Karolinie Dean i Nico Minoru oraz Northstarowi i jego mężowi, które okazały się dla mnie zbyt krótkie i bez wyrazu.
Nie zabrakło tu jednak też takich opowieści, które zdecydowanie zostaną ze mną na dłużej. Które mają w sobie naprawdę dużo ciepła i dobrego humoru. Na wyróżnienie, w mojej opinii, zasługują zwłaszcza historie o Prodigy i jego odkrywaniu swojej biseksualności, o spotkaniu młodego Icemana z Magneto i starciu Tytanii z (nieprawdziwą) She-Hulk.
No właśnie, ciepło i humor. To bardzo często przewijające się elementy większości tych historii. Choć twórcy nie unikają tutaj wątków związanych z trudnościami, z jakimi osoby LGBT często muszą się mierzyć – ukrywania swojej tożsamości, trudów jej odkrywania i godzenia się z nią czy niezrozumienia ze strony bliskich – wciąż każda z opowieści kończy się na swój sposób dobrze. Nieheteronormatywni czytelnicy będą mogli zatem sięgnąć po ten tom i zobaczyć na jego kartach bohaterów podobnych sobie, z podobnymi problemami, jednak nie po to, by po raz kolejny przypomnieć sobie, jak wiele krzywdy może ich na świecie spotkać, lecz przede wszystkim po to, by zobaczyć, że oni też mają szansę na happy end, szczęśliwy związek i spotkanie na swojej życiowej drodze ludzi, którzy chcą i próbują ich zrozumieć. Społeczność osób LGBT to nie monolit i zapewne nie dla każdego będzie to podejście idealne, ale ja osobiście to doceniam.
Kilka słów warto także poświęcić Somnusowi, który, jak już zapowiedziano, za jakiś czas pojawi się na Krakoi i wkroczy między współczesnych mutantów, by trochę namieszać. Jego debiut w tym tomie nie był może spektakularny, ale na pewno był intrygujący i jego historia opowiedziana przez Dakena była naprawdę poruszająca. Jestem bardzo ciekawa tego, jaka będzie rola tego bohatera w dalszej historii X-Men i tego, jak zostanie wykorzystana jego moc kontrolowania snów.
Podsumowując, Marvel’s Voices: Pride, jak to już z antologiami krótkich form bywa, nie jest tomem równym i idealnie skomponowanym, jednak te kilka słabszych historii nie odbiera mu uroku. Przy lekturze bawiłam się naprawdę dobrze i z chęcią będę śledzić kolejne odsłony Marvel’s Voices poświęcone innym społecznościom, bo to naprawdę ciekawa inicjatywa. Czy rewolucyjna? Czy kładąca kres uprzedzeniom? Oczywiście, że nie. Mimo to, cieszę się, że mam możliwość sięgnięcia po bardziej autentyczne opowieści od przedstawicieli mniejszości o przedstawicielach tych mniejszości.
Autorka: Dee Dee
Nie lubię gdy są propagowane ideologie. Nieważne jakie.