„Phoenix Resurrection: The Return of Jean Grey #2” (2018) – Recenzja
Phoenix… z popiołów
Czy ta seria będzie przełomowa dla X-Men? I tak, i nie. Próba ożywienia Phoenix, a raczej Jean Grey to z pewnością duże wydarzenie dla miłośników mutantów, z drugiej jednak strony bohaterka ta do życia wracała już nie raz i znając Marvela, wróci pewnie jeszcze nie raz. Cóż, taki już urok komiksów od tego wydawnictwa – czy też komiksów w ogóle. Co z całej tej opowieści wyniknie, trudno jest jeszcze powiedzieć, bo to już drugi zeszyt, a Jean nadal pozostaje martwa, ale wszystko to czyta się naprawdę dobrze, choć – o dziwo – tym razem dostajemy poniekąd powtórkę z rozrywki z pierwszego numeru. Zupełnie jakby twórcy chcieli na siłę rozciągnąć opowieść do rozmiarów standardowej miniserii.
Moc Phoenix powraca. Widzą ją kosmonauci znajdujący się nad naszą planetą, tak jak niedawno widzieli ją mutanci. Tylko jakie tym razem są jej zamiary? Tego chcą się dowiedzieć X-Men, którzy dopiero co wrócili z badania tajemniczych tropów w różnych częściach świata. Udało im się przetrwać pojedynki z przeciwnikami tam na nich czekającymi, jednak nadal nie mają pojęcia, co właściwie się dzieje. Miejsca jakie odwiedzili, były mocno powiązane z Jean Grey,. Czyżby zatem mieli spodziewać się jej powrotu? Staruszek Logan jest innego zdania – uważa, że Jean nie wraca, ale Phoenix jak najbardziej i muszą powstrzymać ją za wszelką cenę. Żeby jednak mogli dowiedzieć się czegoś więcej, musieliby mieć telepatę, a niestety ci albo są w złym stanie, albo zniknęli. Cable podejmuje się skorzystania z Cerebro, niestety skutki są dla niego tragiczne. X-Men muszą zatem spróbować odnaleźć swoich towarzyszy, więc rozdzielają się po raz kolejny i ruszają w różne części globu.
Tymczasem wokół młodej Jean Grey zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Męczą ją sny, które wykańczają dziewczynę psychicznie. A w barze, w którym pracuje, zjawia się Magneto…
Jak mówiłem na początku, akcja tego zeszytu jest niestety nieco wtórna. W poprzednim, X-Men także musieli wyruszyć w różne części świata by zbadać tropy, które nic im właściwie nie dały. Dokładnie to samo robią teraz. Akcja właściwie też nie posunęła się naprzód: Phoenix jeszcze nie zstąpiła na Ziemię, Jean pozostaje w grobie, wątek Scott-Jean nie rozwija się, a pojawienie się Magneto nieszczególnie intryguje. Mimo tego, nadal czyta się to naprawdę dobrze, szybko i bez znudzenia, choć przyznam, że pierwsze, jakże wielkie emocje związane z Phoenix Resurrection: The Return of Jean Grey opadły już we mnie i bardziej chłodnym i krytycznym okiem spoglądam na ten event.
Wciąż jednak nie jestem zawiedziony i mam nadzieję, że całość jeszcze się poprawi. Ma to swój klimat, ma też urok, trochę za mocno przypomina Drugie Zstąpienie Phoenix z eventu Avengers kontra X-Men, jednak nie aż tak, by razić. Do tego Phoenix Resurrection: The Return of Jean Grey jest znakomicie, realistycznie narysowany, uzupełniony o niezły kolor i ogólnie budzący ciepłe, sentymentalne uczucia chyba we wszystkich miłośnikach X-Men. Nadal więc polecam całą opowieść Waszej uwadze, a sam mam ochotę na więcej. Dobrze, że seria ta ukazuje się w trybie tygodniowym, bo trudno byłoby męczyć się z koniecznością dłuższego czekania na ciąg dalszy – i, oczywiście, wielki finał.
Autor: WKP
Recenzja zeszytu pierwszego – Klik!