„Spider-Gwen: Shadow Clones #1” (2023) – Recenzja
Spider-Gwen: Shadow Clones #1 (2023)
Gwen-Clone Saga
Clone Saga umrzeć nie może. Twórcy zawsze ją sklonują, co by nie było. Dowód? Mieliśmy już ich tyle i mamy kolejny – Spider-Gwen: Shadow Clones. I? I trochę zbyt wiele razy odgrzewany to kotlet, serwowany nam w zbyt wielu konfiguracjach. Pewnie musi objąć wszystkie postacie z pajęczego uniwersum – i to raczej nie raz, skoro sam Peter z klonami mierzył się już tyle razy – ale to jeden z tych pomysłów, któremu powinno dać się umrzeć. Bo niestety, ale tym razem, poza kilkoma momentami, sprawia wrażenie rzeczy zrobionej bez pomysłu.
GHOST-SPIDER’S LIFE TURNS UPSIDE DOWN! Ghost-Spider comes face-to-face with some of the deadliest Spider-Man villains, including Doc Ock, Sandman, Vulture and more! But wait… Why do they all look like…Gwen?! Writer EMILY KIM (SILK) and artist KEI ZAMA (AVENGERS MECH STRIKE) take Gwen down a twisted path as she must stop whoever is cloning her into infamous Marvel villains!
Może to mało popularne, ale ja akurat wszelkie pajęcze Sagi klonów po prostu uwielbiam. I sentyment mam. Ale to, co dzieje się z nimi w ostatnich latach, to, jak temat najpierw zamordowano w Milesie Moralesie i w dobijano w Beyond oraz Dark Web to już była tragedia. A teraz nie jest wiele lepiej. Bo po co dawać Gwen jej klony? Okej, można, ale potrzeba by pomysłu, a tego tu zabrakło. Zostało powielanie, które wrażenia nie robi, jakby zapychanie dziury, a i to zrobione od niechcenia. Tak na odwal. I bez polotu.
Przeczytać się da, ale po co? Obejrzeć… No jest parę scen wartych spojrzenia, bo akurat z miejskimi plenerami Kei Zama sobie radzi, ale ogół jakoś nie kupuje. Mało co wpada tu w oko, a po lekturze jeszcze mniej zostaje w pamięci. Mogło być gorzej? Pewnie, że tak, ale dobrze też nie jest. Ot kolejny zbędny komiks. Klony powinny pozostać martwe, tego trupa nie powinno się reanimować, już miał swój czas, ale nadal robi się z tego kolejne potworki Frankensteina i nikt nie uczy się na błędach.
Autor: WKP