„Thor: Where Walk the Frost Giants #1” (2017) – Recenzja

Thor: Where Walk the Frost Giants #1

Czy się to podoba, czy też nie, faktem jest, że tytuł Gromowładnego i jego magiczny młot należą od dłuższego czasu do Jane Foster. Jednak czytelnicy śledzący serię The Mighty Thor oprócz głównego nurtu historii sporadycznie dostają też mały bonus –  kilka (a nawet kilkanaście) stron wspomnień, które można by zatytułować: młodzieńcze lata Odinsona.  Każdy taki zeszyt, w którym mamy okazję przyjrzeć się dorastającemu oryginalnemu Thorowi zostaje przyjęty przez czytelników znacznie cieplej niż solowe przygody „panienki Jane”. Ba, temperatura komentarzy na anglojęzycznych, komiksowych forach dyskusyjnych, które zwykłam przeglądać, robi się nawet bardzo wysoka – ludzie proszą o więcej! Chcą czytać o Odinsonie, i to o takim z dawnych lat, gdy nie miał jeszcze filmowej twarzy Chrisa Hemswortha.

Wraz z inicjatywą Marvel Legacy i szumnie zapowiadanym powrotem do korzeni uniwersum pojawiła się doskonała okazja ku temu, by powyższe prośby spełnić. Chociaż daleka jestem od przyznania, że szefostwo Domu Pomysłów nagle zaczęło wczytywać się czy wsłuchiwać w błagania fanów, niemniej ni stąd, ni zowąd na rynku pojawił się Thor: Where Walk the Frost Giants #1 – całkiem jak na życzenie.

Thor

Ymir, najpotężniejszy z Lodowych Gigantów i władca krainy Niffleheim rozpoczął wojnę z Asgardem, choć jego plan podboju obejmuje więcej niż jedno królestwo. Moment wybrał po prawdzie idealny, jako że Wszechojciec jest chwilowo nieobecny. Militarną siłą Asgardu dowodzi Tyr, który dokładnie obmyśla najlepszą strategię przed każdym posunięciem. Niestety, jak to na wojnie bywa, śmierci nie brakuje – giną asgardcy wojownicy. Młody książę Thor, kochający swój lud, i z wzajemnością, stara się nieść pocieszenie rodzinom zmarłych.

Thor

Rozmowa z pewnym chłopakiem, który właśnie stracił ojca, plus troska o poddanych powodują, iż Odinson postanawia natychmiast rozprawić się z wrogiem. Niepomny na rady Tyra, wyrusza w owe tytułowe miejsce, gdzie przechadzają się Lodowi Giganci, za towarzysza mając tylko konia i Mjolnir u boku. W ślad za nim podążają także Trzej Wojowie; nie zamierzają zostawiać przyjaciela w potrzebie, a i okazji do bitki nie przepuszczą. Jednak czy na pewno to już wszyscy? Podróżne sakwy Volstagga są akurat na tyle przepastne, by pomieścić jeszcze kogoś, kogo pomoc okaże się nieodzowna.

Nie oczekujcie tu epickich historii, do których przyzwyczaiły nas obecne standardy komiksu. To tylko opowiastka o bogach, o herosach, którą skandynawskie matki dawno temu mogły raczyć swoje pociechy przed snem. Odinson ukazany jest tutaj jako zapalczywy młodzieniec, przekonany o swoich racjach i sile wynikającej z magicznego oręża. Szybko dostaje nauczkę, która kształtuje jego charakter. Dobry, współczujący i bohaterski, ale jednocześnie dumny bóg piorunów jest przez to bardzo prawdziwy. Świetnie się czyta zeszyt o przygodach Thora, w którym faktycznie ten Thor jest.  Również Fandral, Hogun oraz Volstagg to rzeczywiście mężni wojownicy; tutaj są kwintesencją tego, co w nich najlepsze i charakterystyczne dla każdego z nich (np. Volstagg nawet podczas narady wojennej nie stroni od  znacznych porcji jedzenia i picia).

Thor

Scenarzysta Ralph Macchio, były redaktor Marvel Comics, który w latach 80 współtworzył serię Thor i prowadził pod nią rubrykę pytań i odpowiedzi pt. The Hammer Strikes, dobrze wiedział, jak w dzisiejszych czasach napisać opowiadanie stylizowane na klasykę gatunku. Całości dopełniają wspaniałe ilustracje Todda Naucka z kolorami Rachel Rosenberg, stanowiące idealną mieszankę oldschoolowego stylu i nowoczesności; lekko bajkowe, jednak absolutnie nieprzerysowane, malujące żywe emocje na twarzach bohaterów.

Warto jeszcze zaznaczyć, że poza właściwą historią znajdziemy tu także ekstra-dodatek. Mianowicie, zeszyt Journey into Mystery Vol 1 #112 – The Mighty Thor Battles the Incredible Hulk! z 1965 roku. To absolutny must read dla wszystkich, którzy interesują się początkami Marvel Comics. Nawet jeśli na pierwszy rzut oka stare opowieści wydadzą się komuś śmieszne czy nudne, warto zobaczyć, jak na przestrzeni lat zmieniały się komiksowe trendy, jak zaczynali i ewoluowali bohaterowie, których teraz uwielbiają miliony.

Thor

Sądzę, że Thor: Where Walk the Frost Giants #1 miał udowodnić, że klasyka nie wychodzi z mody. Odpowiednio zmodyfikowana i dostosowana pod młodych odbiorców może się ciągle nieźle sprzedawać. I co więcej, potrafi także zapewnić rozrywkę na poziomie. Pod tymi względami – przynajmniej dla mnie – zeszyt ten spełnił swoje zadanie w stu procentach. Takie Legacy to ja rozumiem. Polecam!


Autorka: Zireael

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Podziel się z nami swoim komentarzem.x