„Legion #3-5” (2018) – Recenzja
Legion #3-5 (2018)
Trauma – Part 3-5
Po dłuższej przerwie z przyjemnością wróciłam do czytania komiksowej mini-serii Legion, której ostatni, piąty zeszyt ukazał się kilka dni temu. Już na wstępie mogę powiedzieć, że ta historia zdecydowanie nie była tym, czego się spodziewałam. Jednak czy to oznacza, że jestem zawiedziona? Zdecydowanie nie.
W poprzednich zeszytach poznaliśmy Hannah Jones – światowej sławy młodą panią psycholog, znaną z pomocy celebrytom. To właśnie do niej David udał się, aby uzyskać wsparcie w związku pojawieniem się jego nowej, niebezpiecznej osobowości – Lorda Traumy. Ambitna Hannah podjęła się tego wyzwania i w celach terapeutycznych (dosłownie) wkroczyła w głąb umysłu Legiona.
W tym miejscu pojawia się pewna wątpliwość, a mianowicie: czy David faktycznie jest głównym bohaterem swojej solowej serii? Moim zdaniem nie. Choć problem będący punktem zapalnym opisywanej sytuacji dotyczy Legiona i większość akcji odbywa się wewnątrz jego głowy, z samym tytułowym bohaterem nie spędzamy zbyt wiele czasu. Historia ta jest okazją do tego, aby zapoznać się z działaniem jego obłąkanego umysłu, dowiedzieć się więcej o kilku z jego osobowości (oprócz Tami, którą poznaliśmy w zeszycie drugim, pojawiają się także Hunter, Joe Fury, Nurse Good, Wounded Boy i Exorcist).
Przede wszystkim jest to jednak historia o Hannah, która chcąc pomóc swojemu pacjentowi w zmierzeniu się z jego demonami, sama musi wkroczyć w głąb siebie i ostatecznie uporać się z tym, co ją dręczyło. Z jej własną traumą.
Postać Hannah zdecydowanie przypadła mi do gustu. To silna kobieta, która każdym swoim działaniem udowadnia, że zasługuje na rozgłos, który zdobyła. Dzięki swoim umiejętnościom jest ona w stanie okiełznać najbardziej szalone osobowości Davida i zmusić je do działania wspólnie. Jest też na tyle odważna, by stawić czoła temu, co prześladowało ją od czasów dzieciństwa.
Zdecydowanie nie chcę zdradzać zakończenia serii, które było chyba dla mnie największym zaskoczeniem. Spodziewałam się bowiem happy endu, a otrzymałam słodko-gorzkie rozwiązanie, które skłoniło mnie do przemyśleń. Jest ono dowodem na to, że z wielką mocą wiąże się nie tylko wielka odpowiedzialność, ale często też wielkie problemy. Jeszcze z większą niecierpliwością czekam teraz na kolejne przygody z Legionem, ponieważ ta historia daje nadzieję na kontynuację w przyszłości (jeśli się ona nie pojawi, będzie mi bardzo przykro).
Czy seria ma wady? Oczywiście. Wcześniejsze opowieści o Legionie były ucztą dla moich oczu ze względu na świetne, pomysłowe okładki oraz dużo momentów, kiedy artyści zmierzali w kierunki psychodeli w swoich rysunkach. Tutaj tego nie dostałam. Zarówno Wilfredo Torres, jak i Lee Ferguson, którzy byli odpowiedzialni za oprawę graficzną, w mojej opinii się nie popisali. Sama historia zrekompensowała mi jednak te braki. Nie obraziłabym się też, gdyby w serii zaprezentowano więcej samego Davida.
Podsumowując, jest to seria warta uwagi, ale myślę, że nie dla każdego. Jeśli jesteś fanem naparzanki i niezbyt obchodzi Cię to, co siedzi bohaterom w głowie, możesz się od tej serii odbić. Mimo to, myślę, że przeczytanie czegoś takiego to ciekawe i odświeżające doświadczenie.
Autorka: Dee Dee