KomiksyTeksty

„Anihilacja: Podbój” (tom 1) – Recenzja

Anihilacja: Podbój (tom 1)

Kiedy zło z innego wymiaru zaatakowało ”nasz” wszechświat, nawet najwięksi wrogowie zwarli szyki, aby pokonać Anihilusa i jego armię robali. Marvel zapewne się nie spodziewał, że tą trylogią sprawi taką frajdę nie tylko komiksomaniakom. Bo jest w tej serii wszystko. Olbrzymie zagrożenie, nieznane wcześniej formy życia, znani i lubiani bohaterowie, w nowych sytuacjach. Przepięknie ukazany wszechświat, obce rasy, kosmiczne pościgi, czarny humor, ale i chwile grozy… Nic dziwnego, że nawet mi (a zacząłem – jak to ja – od trzeciego tomu) podobało się naprawdę mocno. Teraz przyszła pora na nowy rozdział tej historii. Anihilacja: Podbój otwiera swoje podwoje. Czy wypada tak samo dobrze?

Anihilacja Podbój

To swego rodzaju saga przywodząca na myśl klasyczne już filmy z serii Star Wars oraz powieści science fiction, w których militaria odgrywają znaczącą rolę. O czym jest ta nowa historia, ukazująca nam starych bohaterów? Ano, można by rzec, że o tym samym. Wróg owszem jest inny, ale reszta pozostała bez zmian. I gdyby nie doskonałe rysunki, zapewne umarł bym z nudów po kilkunastu kartkach. Bo jeżeli zaczynam nowy rozdział, to chciałbym otrzymać coś, co można by nazwać powiewem świeżości. Trochę się zawiodłem. Bohaterowie owszem – równie godni uwagi co w trylogii, ale ich zachowania, dylematy czy potyczki praktycznie niczym się nie różnią od tego, co już poznałem w poprzedzających tomach. Równie dobrze mógłby to być tom 4 i nikt różnicy by nie zauważył. Nie jest jednak tak, że minusy całkiem przysłoniły plusy tej opowieści. O nie!

Kiedy niemal cały wszechświat uległ zagładzie, a niegdyś kwitnące cywilizacje obróciły się w popiół, wydawałoby się, że nic już nie przywróci ładu i porządku. Jedni jednoczą się, a drudzy walczą między sobą, jakby niedawne wydarzenia w ogóle nie miały miejsca. Quasar podczas jednej z misji słyszy tajemniczy głos, nakazujący jej kogoś odnaleźć, a Star Lord zmierza do miejsca, w którym przyjdzie mu stworzyć drużynę, którą wszyscy będą znali jako Strażników Galaktyki. A nowy wróg, może mniej potężny niż Lord Anihilus, ale równie groźny tylko czeka, aby ruszyć do ataku…

Anihilacja Podbój

Zdążając do podsumowania – pomijając to, że historia niemal powtarza schematy z trylogii, a bohaterów jest tylu, że człowiek odruchowo patrzy pod nogi, żeby się o któregoś nie potknąć, jest to całkiem przyjemna lektura, która jednak nie zapada w pamięci. Mimo że przeczytałem całość całkiem niedawno, musiałem sobie przed napisaniem tych paru słów przypomnieć, o czym to czytałem.

Warto za to skupić się na doskonałych rysunkach, które stworzyli Mike Lilly, Mike Perkins i Timothy II.  Podobnie jak w poprzednich tomach, wszechświat w wizjach rysowników jest po prostu bajeczny i na niektóre plansze nie mogłem się napatrzeć.Na  przykład sceny z Rocketem dodają mnóstwo dobrej energii i humoru do w gruncie rzeczy ponurej opowieści.

Anihilacja Podbój

Jednym z twórców scenariusza tej historii jest, jak się dowiedziałem, „ojciec” samego Lobo – Keith Giffen , a to dla niektórych jest dużą rekomendacją. Pozostaje czekać na tom kolejny, w którym być może dowiemy się czegoś więcej.

To wydanie w twardej oprawie, na kredowym papierze w tłumaczeniu Tomasza Sidorkiewicza opublikowało Wydawnictwo Egmont, a cena okładkowa oznajmia, że za to dzieło trzeba zapłacić 89,99 zł.


Autor: eR_

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 Komentarze
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Podziel się z nami swoim komentarzem.x