„Avengers i X-Men: Axis” – Recenzja
Avengers i X-Men: Axis
Świat stanął na głowie!
W środę, 21 lutego, na polskim rynku pojawiła się kolejna partia komiksów z linii Marvel NOW!, których tłumaczeniem i publikowaniem zajmuje się wydawnictwo Egmont. Jednym z nich okazał się być tomik Avengers i X-Men: Axis, który jest bezpośrednią kontynuacją tego, co zostało ukazane na łamach Uncanny Avengers: Preludium do Axis z ubiegłego miesiąca. W skład omawianego tu tytułu wchodzi treść, która pierwotnie pojawiła się w zeszytach Avengers & X-Men: Axis #1-9 z roku 2014.
AiX: Axis to wolumin, który troszkę różni się od tych, którymi zazwyczaj raczy nas Egmont. Głównie pod względem ilości stron, no i oczywiście ceny. Wiadomo – im więcej, tym drożej. Dlatego tym razem komiks nie kosztuje już standardowych 39,99 zł. Zamiast tego wydawca każe sobie za niego zapłacić 69,99 zł (trzy dyszki więcej). Czy jest za co? Sprawdźmy.
Zacznijmy od fabuły (za tę odpowiada jeden z moich ulubionych twórców – Rick Remender. Gościa możecie znać choćby ze znakomitego cyklu Uncanny X-Force, który u nas wydaje Mucha Comics lub z Uncanny Avengers). Jeśli czytaliście jakikolwiek mój „egmontowy” tekst, wiecie zatem, że staram się nie spoilerować. Nie inaczej będzie i tym razem, dlatego też poniżej znajdziecie opis z tylnej okładki. Dzięki temu powinniście wiedzieć jedynie tyle, ile trzeba, niczego przy tym nie tracąc.
Red Skull, nazistowski łotr dążący do zagłady mutantów, wykorzystuje telepatyczne moce Charlesa Xaviera, by zalać świat falą nienawiści. Avengers i X-Men jednoczą się, aby go powstrzymać, ale ceną zwycięstwa okazuje się odwrócenie charakterów. Sam Wilson, nowy Kapitan Ameryka, brutalnie przejmuje dowodzenie i biada tym, którzy staną mu na drodze. Hulk odkrywa w sobie całkiem nowe pokłady potworności, Deadpool zostaje pacyfistą, a Mutanci wypowiadają wojnę ludzkości. Kto uratuje świat przed zagładą, gdy wszyscy bohaterowie zmienią się w złoczyńców?
Jeśli jeszcze nie załapaliście – dochodzi do tzw. odwrócenia ról. Dobrzy stają się źli, a źli stają się dobrzy. Kochający rozwałkę Deadpool staje się pokojowo nastawionym do wszystkiego Zenpoolem. Spidey każe mówić do siebie na per Wielmożny Pan Spider-Man. Red Skull odradza się przez Magneto jako Red Onslaught. Scarlet Witch odbija jeszcze bardziej niż zwykle, reszta X-Menów, dogadując się z Apocalypsem chce zdetonować bombę DNA, która doprowadzi do zagłady wszystkich, którzy nie posiadają genu „X”, a jedyną szansą na ich powstrzymanie staje się drużyna składająca się z samych postaci negatywnych – Sabretootha, Enchantress, Mystique, Hobgoblina, Absorbing Mana, Jack O’Lanterna i Carnage’a. No właśnie… Carnage. Pomyślelibyście kiedykolwiek, że największy psychopata, wariat i potocznie mówiąc „zwyrol” całego uniwersum Marvela będzie próbował zachowywać się jak bohater z prawdziwego zdarzenia? No właśnie. Ja też nie. A przynajmniej dopóki nie przeczytałem Axis.
Historia przedstawiona w AiX: Axis to prawdziwa perełka, która ma równie wielką liczbę zwolenników, co przeciwników. Albo się to uwielbia, albo nienawidzi. Ja zdecydowanie zaliczam się do tych pierwszych, do ludzi, którzy ten event wielbią. Dlaczego? Pewnie dlatego, że jest absolutnie absurdalny, niepoważny, nieracjonalny (nawet na komiksowe standardy) i nieprzewidywalny. Paradoks goni tutaj paradoks i nieważne czy się Wam to podoba, czy nie – nie można tu narzekać na nudę, bo walk, pojedynków i batalii jest tu od groma. Z tego też powodu myślę, iż cała fabularna otoczka jaka by nie była i jak bardzo bym jej nie lubił, ma drugorzędne znaczenie. Jest to raczej tło dla wszystkich sytuacji, gdzie ktoś dostanie w końcu pretekst, aby obić mordę innemu.
Warstwa artystyczna Avengers i X-Men: Axis to sam miód (a przynajmniej dla mnie), nad którym pracował prawdziwy tłumek. Mamy tu bowiem styczność z pracami Adama Kuberta, Leinila Francisa Yu, Terry’ego Dodsona czy Jima Cheunga (i tak, nadal są to osoby, które odpowiadają tylko i wyłącznie za szkice. Tych, którzy bawili się w kolory i tusz jest ZNACZNIE więcej. Gdybym miał ich wymieniać, powstałby mi z tego dodatkowy akapit). Jest dynamicznie, kolorowo i bardzo realistycznie z dużą ilością szczegółów (no, może pod tym względem kuleje tylko kreska Dodsona), a wszelkie sceny akcji prezentują się po prostu fenomenalnie, zapierając przy okazji dech w piersiach.
Nie ma się tu czemu dziwić, bo Axis to taki event, który pod każdym możliwym względem przypomina lata 90. i wszystkie (albo przynajmniej większość) produkcji, które ociekały testosteronem. Tak samo jest i tutaj. Z każdą kolejną stroną i ilustracją czytelnik obrywa wiadrem adrenaliny z domieszką agresji (do tej pory mam w pamięci dwustronny kadr, gdzie ci źli – którzy teraz są już mniej źli – tłuką się z kilkoma czerwonymi gigantami, cisnąc z tego przysłowiową „bekę”. W tle oczywiście są płomienie, dym i ogólny nieład oraz zniszczenie). I wiecie co? Bardzo dobrze!
Co do polskiego wydania – nie różni się ono zupełnie niczym od poprzednich. To wciąż lekko utwardzona tekturowa obwoluta z dwoma artami – jeden na przodzie i jeden z tyłu. Na grzbiecie dostajemy tytuł komiksu, mały logotyp i główny skład, który tworzył Axis. Na końcu tomu pojawia się także standardowa już galeria okładek alternatywnych/wariantowych, których jest naprawdę sporo, bo dotyczą one przecież aż dziewięciu zeszytów.
Niby wszystko bez zarzutu, ale przyczepiłbym się do tego, że takie eventy powinny dostawać całkowicie twardą oprawę, jak wydane jakiś czas temu Civil War (również od Egmontu). Tym bardziej, że jego cena była tylko o 10 zł większa (79,99 zł). Dlaczego zatem tym razem z tego zrezygnowano? Nie wiem, ale zdecydowanie uważam to za minus. Nie od dziś bowiem wiadomo, że wydania „twarde” nie tylko prezentują się lepiej, ale też dłużej wytrzymują (tzn. ciężej je uszkodzić) i po prostu przyjemniej się po nie sięga (nie wspominając już o ich transporcie).
Słowem podsumowania – Avengers i X-Men: Axis to pozycja bardzo w kinowych stylu głównie dla miłośników nieprzerwanej akcji, rozwałki i zwrotów fabularnych. To naprawdę bardzo fajna, totalnie niezobowiązująca rozrywka, która znakomicie „odmóżdża” i powoduje, że na twarzy człowieka pojawia się ogromny uśmiech. Są mięśnie, wybuchy, dużo specyficznego humoru, multum walk i jedyny w swoim rodzaju „amerykański” klimat. Czego chcieć więcej?
PS. Warto jeszcze dodać, że również w tym miesiącu w sprzedaży pojawiły się dwa tie-iny (serie powiązane) z opisywanym tu eventem. Są to Axis: Carnage & Hobgoblin oraz Deadpool: Axis. Oba tytuły rozwijają wątki z AiX.
Autor: SQ