„Avengers: Bez drogi do domu” – Recenzja
Avengers: Bez drogi do domu
Stwierdziłam, że pierwszym komiksem w tym roku, który przeczytam, zacznę od wysokiego C, czyli od przygód samych Mścicieli, mając nadzieję, że zakończenie będzie mniej słodkogorzkie od filmowych perypetii Spider-Mana o tym samym podtytule. Czy długa oraz obszerna opowieść od Marka Waida, Ala Ewiga oraz Jima Zuba okazała się trafnym wyborem? Czy Avengers: No Road Home jest godne polecenia?
Nad uniwersum Marvela zapadł mrok. Żeby odzyskać światło, najpotężniejsi ziemscy bohaterowie muszą stawić czoło Królowej Nocy i jej przerażającym dzieciom. Nie wiedzą jeszcze, że starcie z tą tajemniczą istotą, zdolną powalać bogów, będzie dla nich prawdziwym testem charakteru. Czy Vision zaakceptuje coraz szybszy rozkład własnych systemów i nieuchronną śmierć? Czy Bruce Banner pogodzi się ze swoim niedoszłym mordercą? I co wydarzy się, kiedy Scarlet Witch trafia do świata… Conana Barbarzyńcy?
Wszystko zaczyna się od śmierci bogów olimpijskich oraz nagłego zapadnięcia nocy w całym Wszechświecie. Wojażerka, która zdecydowała się przejść na jasną stronę mocy, jednoczy Herkulesa, Visiona, Scarlet Witch, Monicę Rambeau, czyli Spectrum, szopa Rocketa, Hawkeye’a oraz Hulka, aby zbadać okoliczności całej sytuacji. Okazuje się, że mierzą się ze starożytnym bóstwem, o którego potędze nie mieli pojęcia…
Przede wszystkim podoba mi się w tym grubym tomisku duże skupienie się na greckiej mitologii. Od dzieciaka uwielbiam mity, różne przedziwne historie, które opowiadają o bogach czy półbogach ze świata starożytnej Grecji. A jeśli Marvel bierze w swoją opiekę również i tę tradycję, to co mogłoby się nie udać? No i właśnie się udało! Podoba mi się ukazanie potęgi Olimpu i jego przykry upadek, a także genezę postaci Królowej Nocy oraz jej wstrętnych dzieci. Cieszę się, że komiks w równym stopniu skupia się na bohaterach, poprzez ukazanie różnych perspektyw bohaterów-narratorów w poszczególnych zeszytach, jak i również na złoczyńcy, z którym można się utożsamić. Bardzo spodobał mi się ten balans: czuć atmosferę grozy, gdy Królowa jest dwa kroki do przodu, a najsilniejsi ziemscy bohaterowie są niemalże bezbronni…
Ujęła mnie też kluczowa rola Hulka oraz Visiona w tej opowieści, bo niby jest ich mało w samej historii, aczkolwiek okazują się być kluczowymi herosami w ostatecznym starciu. Ogólnie rozwinięcie wątku każdej postaci można śmiało uznać na udane, chociaż przyznam, że i tak odczuwam lekki niedosyt, że tych interakcji między członkami ekipy było za mało. Poza tym jednak nie mam powodów do większych zażaleń.
Za stronę wizualną Avengers odpowiadają Jesus Aburtov, Marcio Menyz, Erick Acriniega i Jay David Ramos, a za graficzną Paco Medina, Juan Vlasco, Sean Izaakse oraz Carlo Barberi. Jak na taką ilość artystów trzeba przyznać, że zarówno kolory, jak i styl rysowania są jednolite, także czytelnik nie odnosi wrażenia, że ciągle bohater ma inną twarz, co nierzadko zdarza w innych opowieściach. Barwy są wyraziste i piękne, podkreślone grubą kreską. Co jak co, ale No Road Home to jeden z lepiej wizualnie prezentujących się komiksów, z jakimi do tej pory miałam do czynienia. Wystarczy przyjrzeć się postaci Nyx i jej dzieciom. Nie sposób się nie zachwycać.
A skoro już mowa o zachwycie to warto wspomnieć o technicznym aspekcie Avengers. Oprawa jest miękka, że bez problemu można kartkować, ale nie na tyle, żeby się nieładnie zginać. Papier jest śliski, co przyspiesza czytanie, a czcionka jest wyraźna i czytelna. Ponadto w opowiadaniu zawarte są komentarze autorów, wstępne szkice oraz alternatywne okładki, dzięki czemu czytelnik może poznać tajniki tworzenia jakiegoś kadru albo motywy, które pchnęły artystów w tę a nie inną stronę. Bartosz Czartoryski jak zwykle świetnie się spisał przy tłumaczeniu, co warto podkreślić, bo jest to nierzadko ogromne wyzwanie, by być bliskim oryginałowi, a przy okazji nie brzmieć głupio w języku ojczystym.
Summa summarum, Avengers: Bez drogi do domu to naprawdę ciekawy i wciągający komiks, który na równi traktuje bohaterów i złoczyńców. Można się wzruszyć, przestraszyć, chwilami pośmiać, a nawet niejednokrotnie zaskoczyć. Co prawda motyw z Conanem jest, według mnie, zbędny i wprowadza niepotrzebny wątek miłosny, ale jednak nie przeszkadza na tyle, by pogrzebać dobrą zabawę przy lekturze. Uważam więc, że cena 79,99 zł jest w pełni zasłużona i warto zaopatrzyć się w to grube tomiszcze.
Autorka: Rose (Vombelka)
Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Egmont Polska. Jeśli recenzja Was przekonała do zakupu – opisywaną serię/tom możecie nabyć tutaj.