"Champions 1-4#" (2016-2017) – Recenzja
Do tej pory (jako osoba, która dopiero wkracza w komiksowy świat Marvela) z takich większych superbohaterskich ugrupowań kojarzyłam tylko Avengers. Ewentualnie jeszcze X-Menów czy Inhumans, z którymi pierwszy raz zetknęłam się w komiksie Civil War II. Członkami tych teamów byli najczęściej dorośli, doświadczeni i wykwalifikowani herosi, dla których walka w terenie, w warunkach ekstremalnie stresujących, wymagających wzmożonej uwagi i pracy w zespole, była czymś naturalnym. Tym razem przyszło mi poznać drużynę niezwykle utalentowanych nastolatków, którzy chcą stworzyć własną grupę, dzielnie walczącą i ratującą niewinne ludzkie istnienia.
Czy komiks Champions był dobry?
Akcja toczy się niedługo po Civil War II. Nic już nie jest takie samo jak wcześniej… Kolejny konflikt między samymi superbohaterami sprawił, że ludzie stracili wiarę w słuszną i skuteczną działalność herosów. Wielu zmarło, wielu zostało poważnie rannych. Wszelkie zniszczenia miast i ludzkich dobytków stały się czymś na porządku dziennym.
Pewna młoda Inhumanka, Kamala Khan (nowa Ms. Marvel, heroina potrafiąca kontrolować wzrost/rozmiar swojego ciała) nie chce już brać udziału w żadnym sporze, tak więc odchodzi od Avengers. Ma zamiar utworzyć nową drużynę, złożoną z młodych, ambitnych jednostek, i odzyskać zaufanie społeczeństwa.
Jak postanawia, tak wciela swój plan w życie. Do ekipy dołącza Miles Morales znany jako Spider-Man, Amadeus Cho, ósmy geniusz świata i obecny Hulk, Sam Alexander a.k.a Nova oraz Viv, córka Visiona. Później do młodej kadry zostaje przyjęty Cyclops (ten z przeszłości, gdyż Scott z tego czasu nie żyje po starciu z Black Boltem), były członek X-Menów. Razem postanawiają oni, że będą bronić słabszych i potrzebujących, jednocześnie zwalczając wszelkie zagrożenia. Jednak podczas pierwszej wspólnej misji okazuje się, że same chęci nie wystarczą. Trzeba poznać swoje mocne jak i słabe strony, najlepiej też wybrać lidera Championsów i opracować plan działania.
Najlepiej pokazano więź między młodymi bohaterami w drugim zeszycie. Wszyscy siedzą przy ognisku i po kolei przedstawiają siebie i swoje umiejętności. Do tego żartują sobie, wygłupiają się i generalnie dobrze się bawią w swoim towarzystwie. Właśnie w tej części najwyraźniej widać, że to nie tylko mega-uzdolnieni ludzie o naprawdę ambitnych planach, lecz także nastolatkowie, potrafiący miło spędzać czas, dowcipkować, a także „przyssać” się do swoich smartfonów i zamartwiać, że w lesie nie ma wi-fi. Najciekawiej zapowiada się relacja między Hulkiem a…Viv. Nie będę za bardzo spoilerować, ale pewna scena wprowadziła mnie w osłupienie. No i nie tylko mnie, bo generalnie całą drużynę Champions.
Oczywiście w składzie zdarzają się też spięcia. Ciężko spośród sześcioosobowej, nieco chaotycznej grupy wybrać tego jednego lidera, który będzie dowodził drużyną. Dochodzi nawet do sprzeczki między Kamalą a Amadeusem. Mimo wszystko, nawet z najcięższej opresji ekipa potrafi wyjść cało.
Za ilustracje do serii odpowiadają Humberto Ramos i Victor Olazaba, a za kolorystykę Edgar Delgado. Powiem szczerze, że pod względem kreski te cztery zeszyty nie wywarły na mnie jakiegoś pozytywnego wrażenia, a już szczególnie sceny akcji, gdy nie bardzo mogłam się połapać, co się dzieje i próbowałam się odnaleźć w tym całym rozmazanym rozgardiaszu. Chwilami naprawdę musiałam wytężać wzrok i dłużej przyglądać się danej ilustracji. Poza tym, niektóre postaci czasami prezentują się wręcz karykaturalnie (wyobraźcie sobie Spider-Mana z wielką głową w kształcie jajka, szyją i nogami tak drastycznie wychudzonymi, że postać na pierwszy rzut oka wygląda jak kosmita). Na szczęście paleta barw bardzo mi się podoba. Jest żywa i oryginalna. Tutaj nie mam się do czego przyczepić.
Paradoksalnie w tych czterech zeszytach bardziej podobały mi się kadry przedstawiające interakcje pomiędzy członkami składu Champions niż same sceny walki. Pod względem właśnie tych oddziaływań między nastolatkami, zeszyt drugi uważam za najciekawszy i zarazem najzabawniejszy. Owszem, momenty, gdy Hulk wszystko rozwala czy Nova lata sobie po niebie są również warte uwagi, ale to właśnie te pogawędki między przedstawicielami teamu są dla mnie centralną częścią serii. I mimo tego, że wciąż nie mogą wybrać tego nieszczęsnego lidera, tak jednak w sytuacji kryzysowej, lądując awaryjnie gdzieś na środku oceanu potrafią wspólnymi siłami pokonać przeciwności losu, czym zaskarbili sobie moją sympatię i respekt. Dodatkowo komiks jest przesączony żarcikami i komicznymi momentami, a to dla mnie wielki plus. Za minus mogę uznać dość kiepskie, mało ciekawe sceny walk i brak jakiegoś wyróżniającego się (jak na razie), intrygującego złoczyńcy.
Podsumowując, pierwsze cztery wydane zeszyty Champions uważam za całkiem fajne. Jestem typem człowieka, któremu generalnie wszystko się podoba, a jak już coś jest naprawdę beznadziejne, to zawsze szukam chociażby jednej dobrej rzeczy. To się tyczy zarówno filmów, książek jak i komiksów. Nie inaczej jest w tym przypadku. Seria ta na razie dopiero się rozkręca i nie zapowiada się na to, że będzie ona jakoś spektakularnie inna niż poprzednie, z którymi miałam styczność. Pod tym względem żywię nadzieję, że scenarzysta, Mark Waid, jeszcze się wykaże. Jak na razie uważam Champions za dobrą przerwę i chwilę oddechu od poważnych wydarzeń związanych z Civil War II.
Autorka: Rose