„Mockingbird” – Recenzja
Mockingbird
Marvel na kobieco i w polskim wydaniu
Większość serii komiksowych wydawanych przez Egmont to rzeczy oczywiste: popularne tytuły, wielkie hity, dzieła twórców, którzy zawsze przyciągną czytelników czy opowieści o zawsze lubianych bohaterach. Czasem jednak trafiają się mniej oczywiste wybory. Jednym z nich była seria Ms Marvel, która teoretycznie w naszym nieobeznanym z tą bohaterką nie miała większych szans przyjąć się na dłużej, kolejnym świetny Vision – opowieść o drugoligowym herosie, jednocześnie daleka od typowego superhero, czyli od tego, co sprawia, że przeciętny czytelnik sięga po podobne historie. Teraz do tego grona dołącza Mockingbird. Możecie ją kojarzyć z gościnnych występów tu i tam w komiksach Marvela, teraz będziecie mogli przeczytać jej solowe przygody i przekonać się, co ma do zaoferowania. A jej tego całkiem sporo, w szczególności szata graficzna w wykonaniu polskiej autorki, Katarzyny Niemczyk, która ma szansę zagwarantować albumowi sukces komercyjny w naszym kraju.
Mistrzyni sztuk walki. Doktorantka biochemii. Agentka SHIELD. Mockingbird, Bobbi Morse, przez życie i pracę idzie z lekkością i humorem, a kiedy trzeba, umie skopać parę tyłków. Ale teraz coś dziwnego zaczyna się dziać. Nie dość, że budzą się w niej tajemnicze moce, które musi nie tylko zrozumieć, ale i odkryć skąd właściwie się wzięły, to jeszcze los rzuca ją w najróżniejsze miejsca na świecie. Od podwodnego laboratorium terrorystów, przez rejs dla nerdów zmierzający do Trójkąta Bermudzkiego, po ratowanie angielskiej królowej. Oj będzie się działo!
Jaki jest album o Mockingbird? To całkiem słuszne pytanie. Z jednej strony bohaterka, która nigdy nie stała się jakąś gwiazda, z drugiej dwie nominacje do nagrody Eisnera, w tym jedna za scenariusz, każą przypuszczać, że możemy mieć do czynienia z rzeczą naprawdę znakomitą. A jaka jest prawda? Leży gdzieś po środku. „Mockingbird” to dobry komiks – nie tylko jak na tak drugorzędną postać, ale i jak na standardy marvelowskiego superhero w ogóle – jednakże jak na coś nominowanego do komiksowego Oskara, zebrane tu zeszyty powinny oferować coś więcej. Jakąś głębię, prawdę, ponadczasowość, choćby nieszablonowość i nieoczywistość.
A co dostajemy? Komiks stricte rozrywkowy. Klasyczną superbohaterską opowieść, nie do końca podaną na poważne, pełną akcji i nieco szalonych pomysłów. To trochę takie powielenie sukcesu Ms. Marvel, ale powielenie z dobrym skutkiem – i, przede wszystkim, ze smakiem. Podobnie, jak to rzecz ma się zresztą z inna serią mocno korzystającą z podobnych schematów, All-New Woleverine. Pewne novum w tym wypadku stanowi fakt, że to w całości seria poświęcona kobicie i przez kobiety stworzona. Przydaje to całości nieco innej perspektywy, lekkości i pewnego luzu. Nie oszukujmy się, superhero to opowieści tworzone głównie przez facetów i dla facetów, płeć piękna woli nieco inne klimaty i ich szuka także w tym gatunku, a tytuły takie, jak ten mogą jej to zapewnić.
Do tego dochodzą znakomite ilustracje w wykonaniu naszej rodaczki. Niemczyk naprawdę dobrze się tu sprawdziła. Szata graficzna nie jest może wybitna, autorka zresztą czerpie mocno ze stylistyki prac małżeństwa Dodsonów, ale pasuje do całości i ma swój urok. Wszystko to, w połączeniu z udaną fabułą, dobrymi dialogami, lekkością i humorem, daje nam kawał dobrego komiksu. Warto po niego sięgnąć, nawet jeśli imię głównej bohaterki nic Wam nie mówi.
Autor: SQ
Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Egmont Polska. Jeśli recenzja was przekonała do zakupu, to serię/tom możecie nabyć tutaj.
Właśnie z tego względu, że polska graficzka robiła rysunki należy sięgnąć po ów komiks. Lepszej reklamy nie trzeba.