„Original Sin – Grzech pierworodny: Hulk kontra Iron Man” – Recenzja
Original Sin – Grzech pierworodny: Hulk kontra Iron Man
Jest kilka powodów, dla których sięgnęłam po Original Sin: Hulk kontra Iron Man. Po pierwsze, sama tematyka grzechu pierworodnego mnie bardzo zaintrygowała: zamordowanie Watchera doprowadziło do wyjawienia wielu skrywanych tajemnic, a przez to odmieniło losy bohaterów, którzy muszą stawić czoła przeszłości. Coś jak poprzedni komiks z tego cyklu, czyli Thor i Loki: Grzech Pierworodny. Po drugie, chciałam przyjrzeć się bliżej relacji science bros, czyli tytułowego Bruce’a Bannera i Tony’ego Starka, tym bardziej, że łączy ich coś więcej niż ogromna wiedza i tytuły naukowe. A po trzecie, i przyznam się, że najważniejsze, to chęć dowiedzenia się, kto tak naprawdę wygrałby w tytułowym pojedynku (w pewnym sensie miałam nawet rację). Wszystko to sprawiło, że niezwłocznie wzięłam się za czytanie kolejnego komiksu z serii wedle pomysłu Marka Waida i Kierona Gillena.
Streszczenie fabuły opowiadania pozwolę sobie zacytować z tylnej okładki zeszytu:
Po śmierci Watchera wyszły na jaw największe tajemnice superbohaterów Marvela. Jedna z nich jest tak wielka, że na zawsze odmieni relację dwóch przyjaciół z Avengers. Od dawna wiadomo, że Bruce Banner zmienił się w zielonego olbrzyma po wybuchu eksperymentalnej bomby gamma. Czy to możliwe, by winę za ten wypadek ponosił jego towarzysz broni, słynny miliarder i konstruktor Tony Stark?
Na główny plan oczywiście wysuwają się dwie postacie, czyli wyżej wspomniani science bros. Tym razem cofamy się w czasie i dowiadujemy się, jak poznali się Bruce Banner i Tony Stark, jak ewoluowała ich przyjaźń, jakie były motywy ich działań i co sprawiło, że podjęli taką, a nie inną decyzję. Relacja między nimi jest bardzo burzliwa: raz się kochają jak bracia, raz nienawidzą ponad wszystko. Tony jest szalony, nieprzewidywalny, nierzadko też wybuchowy. Z kolei Banner jest raczej cichy, powściągliwy, skromny – ale czy wcześniej jego druga natura nie dawała o sobie znać? Pokazanie tak zmiennej i przez to ciekawej więzi między głównymi herosami jest jednym z wielu atutów komiksu.
Opowiadanie skupia się na tym, jak powstał Hulk i jak do tego w ogóle doszło z perspektywy obu panów. Akurat Tony ma bezpośredni wgląd w myśli Bruce’a, i vice versa. Wszelkie sekrety i tajemnice tak bardzo skrywane i często nawet nieświadome wychodzą na światło dzienne. Oboje cierpią z tego powodu, ale mam wrażenie, że to jednak Stark ma więcej na sumieniu.
Czasami łapałam się na tym, że mnie irytuje, żebym potem tak bardzo mu współczuła. Ten człowiek to potrafi wzbudzać skrajne emocje! W swoim życiu dokonał wielu sukcesów, ale i doświadczył wielu życiowych porażek, często też pod wpływem zatrważającej ilości alkoholu… jednak z czasem umie przyznać się do błędu, co w jego wypadku tym bardziej wzbudza szacunek. Z kolei Banner jest ofiarą, która ma już dosyć kąpieli w kłamstwach i sekretach, więc kreuje w końcu mądrego Hulka, żeby siłą dowiedzieć się prawdy. Przyznam, że momentami bałam się, że zrobi coś potwornego. Niejednokrotnie było blisko.
Można wysnuć prosty wniosek, że kłamstwo ma krótkie nogi i prędzej czy później prawda ujrzy światło dzienne, nieważne jak długo będziesz próbował ją ukrywać…
Za stronę wizualną komiksu odpowiada Mark Bagley i Luke Ross, z kolei za kolorystykę Jason Keith oraz Guru-EFX. Jeśli chodzi o grafikę czy barwy, cały komiks prezentuje się rewelacyjnie. Kreska jest wyraźna, nie sposób się pogubić. Mimika postaci czy pokazanie scen walk, nawet zbliżenia kadrów, zostały świetnie odzwierciedlone. Kolory oscylują od tych najciemniejszych po te najjaskrawsze, co dodaje lub zmniejsza poziom dramaturgii w zależności od tempa akcji.
Okładka została stworzona przez kilku artystów, m.in. J.G. Jonesa oraz Marka Bagley’a, Andrew Hennessy’a czy Jasona Keitha. Przyznam, że jakoś szczególnie mnie nie zainteresowała. Na pozór wydaje się być staroświecka i po prostu nie przykuła mojego wzroku. Dopiero po przeczytaniu lektury zrozumiałam jej przesłanie. Zarówno obwoluta, papier, jak i czcionka są jakościowo zbliżone do Thor i Loki… , czyli są wykonane pieczołowicie i myślę, że nikt się nie zawiedzie. Jest czytelnie, a komiks można spokojnie zabrać ze sobą w jakąś podróż.
Tłumaczenie tekstu wykonał Kamil Śmiałkowski. Wydaje mi się, że spisał się dobrze i skrupulatnie podszedł do zadania. Wciąż próbuję się przestawić do czytania komiksów w języku ojczystym, co jeszcze nie zawsze mi się udaje, acz doceniam pracę tłumacza, gdyż być może sama w przyszłości będę musiała zmierzyć się z translatoryką tego typu tekstów.
Original Sin: Hulk vs. Iron Man jest dość ciekawym komiksem. Jest mnóstwo zwrotów akcji, nieprzewidywalnych wydarzeń. Nie brakuje również brutalnych scen walk czy chwil chwytających za serce – przyłapałam się na tym, że jedna łezka zaczęła napływać mi do oka. Opowiadanie wcale nie jest zabawne i ‘’śmieszkowe’’. Zdarzy się kilka typowych „starkowych” dowcipów, ale całość jest raczej przepełniona dramatyzmem, a atmosfera jest dosyć napięta. Uważam, że jest to plus, bo nie mogłabym sobie wyobrazić, by tragiczna historia Hulka miała być obrócona w żart. Innym atutem tych kilku zeszytów jest mnóstwo występów cameo, np. Kapitan Ameryka czy Maria Hill. Mała rzecz, a cieszy.
Summa summarum, Grzech Pierworodny: Hulk kontra Iron Man to bardzo dobry komiks, pełen niewątpliwych zwrotów fabularnych. Początkowo troszkę nudnawy i chaotyczny, zważywszy na ciągłe retrospekcje, z czasem nabiera tempa i robi się naprawdę ciekawie. Polecam zapoznać się z nową serią, bo warto. 39,99 zł to wcale nie tak dużo, a emocjonalny roallercoaster gwarantowany!
Autorka: Rose
Za egzemplarz do recenzji dziękujemy wydawnictwu Egmont Polska.