„Superbohaterowie Marvela #5: Hulk” – Recenzja
Superbohaterowie Marvela #5: Hulk
Opowieść o Hulkach, o Bannerach
Hulk nigdy nie należał do moich ulubionych herosów. Właściwie poza rewelacyjną mini-serią Banner nigdy nie przeczytałem nic z zielonym olbrzymem w roli głównej, co naprawdę by mnie zachwyciło. Zaczynając od pierwszych jego przygód jeszcze na łamach Mega Marvela, a na Planecie Hulka skończywszy, nie potrafiłem zbytnio zaangażować się w jego losy. Dlaczego więc sięgnąłem po Psy wojny? Właściwie tylko ze względu na scenarzystę, bowiem Paul Jenkins należy do moich ulubieńców. Ale nie żałuję, chociaż i ten komiks o Hulku nie powalił mnie na kolana.
Hulk umiera. A właściwie nie Hulk tylko Bruce Banner. Badania lekarskie wykazały, że cierpi na stwardnienie zanikowe boczne, a jego stan szybko się pogarsza, dlatego zaczyna szukać pomocy u doktor Angeli Libscombe, swojej przyjaciółki i najwybitniejszej neurolog w Wirginii. Ale to tylko część problemów, z którymi musi się zmagać, rozpada się bowiem nie tylko jego ciało, ale także i psychika, a jej okaleczenia sięgają o wiele dalej niż tylko do ostatnich wydarzeń, przez które został wdowcem. Zrozumienie samego siebie i naprostowanie skrzywionego umysłu jest rzeczą kluczową, chory jest bowiem Banner, nie Hulk, a jedyną szansą na przeżycie dla obu jest oddanie kontroli nad ciałem zielonemu olbrzymowi. Tylko któremu właściwie, skoro w głowie naukowca kryje się wiele odmiennych tożsamości, a także coś o wiele bardziej pierwotnego i przedwiecznego, niż można by sądzić…
Tymczasem wojsko zaczyna polowanie na Hulka. Dysponujący żołnierzami potrafiącymi przemieniać się w bestie gamma, szaleniec jest gotów na wszystko, byle raz na zawsze pozbyć się Bannera i jego alter ego. By mieć jakąkolwiek szansę, Bruce będzie musiał odkryć sekret, który jest jedną z najbardziej strzeżonych tajemnic Ameryki…
Mimo, że scenarzystę tego albumu wprost uwielbiam (nie ma się jednak co temu dziwić, to on stworzył w końcu takie dzieła jak Wolverine: Origins, moją ukochaną historię z Venomem, czyli Spectacular Spider-Man: Głód, Wolverine: Koniec czy Universe), długo wahałem się, czy po niego sięgnąć. Wszystko z powodu odrzucających ilustracji Rona Garneya – rysownik ów obecnie operuje ciekawą kreską, jednak w latach 2000-2001, z których pochodzi ta historia, tworzył cartoonowe, niepasujące zbytnio do poważnych opowieści ilustracje. Do tego doszła jeszcze przejaskrawiona kolorystyka i efekt końcowy nie wyglądał zachęcająco. Przeważyła jednak ciekawość – i fakt, że liczący blisko 250 stron album kosztował niespełna 40 zł. Do rysunków ostatecznie się nie przekonałem, chociaż nie rażą mnie już tak bardzo, ale fabularnie album przypadł mi o gustu.
Sama opowieść, choć pełna akcji, skupia się bowiem na tym, co najciekawsze, czyli psychice Hulka/Bannera i wyniszczającej ich chorobie. Podobnie, jak to było we wspomnianym już Głodzie, tak i tu jedyną szansą na przetrwanie staje się pakt z bestią. Niestety, konsekwencje, które to ze sobą niesie są poważne. Ciekawie wypada też strona obyczajowa – cierpienie po stracie bliskich, lęk przed śmiercią, strach o przyjaciół… Ale Jenkins nie zapomina też o ekspresji i tajemnicach. Potężne zagrożenie, chore eksperymenty i wielopiętrowe sekrety sprawiają, że miłośnicy dynamicznych opowieści superhero także będą zadowoleni.
Ciekawe jak zawsze są także dodatki. Wprawdzie w tym tomie nie mamy żadnego z klasycznych zeszytów o Hulku, ale czeka nas krótkie streszczenie jego losów. Dostaniemy też historię publikacji serii i galerię oryginalnych okładek. Co warto zauważyć, szwankujące w poprzednich tomach kolekcji tłumaczenie zostało nieco poprawione. Nadal ma sporo błędów, które mógłby popełnić uczeń liceum z trójką z angielskiego, ale na to nic się nie poradzi. Pozostaje cieszyć się, że mamy tak dobrą historię na naszym rynku. Szkoda jedynie, że nie dostaliśmy całego runu Jenkinsa, na który składa się jeszcze 12 zeszytów The Incredible Hulk.
Autor: WKP