„Superheroes in Concert” – Wrażenia z koncertu

29 kwietnia miałam niesamowitą przyjemność uczestniczyć w evencie o nazwie Superheroes in Concert, mającym miejsce w krakowskiej Tauron Arenie. Wydarzenie to było nie tylko koncertem z muzyką filmową, lecz także z choreografią taneczną, wysokiej jakości grafiką i elementami wirtualnej rzeczywistości. Tematem przewodnim wydarzenia byli oczywiście filmowi superbohaterowie, tj. Kapitan Ameryka, Iron Man, Spider-Man, Ant-Man, Thor czy postacie z uniwersum DC, czyli Superman Batman.

Za muzykę symfoniczną odpowiadała Orkiestra Akademii Beethovenowskiej pod batutą Macieja Sztora. Na występ składały się utwory z najbardziej znanych filmów uniwersum Marvela i DC. Pojawiły się kompozycje takich znanych osobistości w świecie muzyki filmowej jak James Horner, Henry Jackman, Alan Silvestri czy genialny Hans Zimmer. Do tego można dodać partie taneczne w wykonaniu m.in. Bartka Wójcika czy Julii Adamczyk, znanych z programu You Can Dance. Ich występ był dodatkowo okraszony barwną prezentacją kolorów na ekranach LED-owych i niesamowicie zgraną kolorystyką reflektorów.

Nie mogę też nie wspomnieć o technologii VR, z której można było skorzystać podczas koncertu. Dzięki specjalnej aplikacji na Iphone’a czy na smartfon o odpowiednich parametrach i goglom można było dosłownie wniknąć w wymiar herosów, podziwiać latającego Iron Mana czy Spider-Mana, huśtającego się po budynkach Nowego Yorku. To wszystko złożyło się na wspaniałe show, po którym wciąż nie mogę się otrząsnąć (w pozytywnym sensie).

Od czego by tu zacząć swoją ocenę… może od muzyki. Orkiestra naprawdę spisała się nieziemsko. Zaprezentowano kawałki muzyczne, które jak najbardziej znałam i wprost nie mogłam się doczekać usłyszenia ich na żywo. Momentami było energicznie, żywo i aż chciało się wstać z krzesła, a czasami było melancholijnie i nostalgicznie. Te kontrabasy i wiolonczele to był po prostu miód dla uszu. Dodatkowym smaczkiem był występ dwóch utalentowanych wokalistek, Anny Witczak-Czarniewskiej i Kasi Olgi-Bogusz, których głosy brzmiały cudownie w tych smutniejszych kawałkach.

Taniec również prezentował się ciekawie. Widać, że młodzi tancerze się świetnie przygotowali, a ich stroje, w szczególności pań, były przyjemne dla oka. Chociaż, muszę się przyznać, że jakoś ta część spektaklu najmniej przyciągnęła moją uwagę. Nie umiem odpowiedzieć dlaczego. Po prostu nie poruszyło mnie to jakoś szczególnie, choć ostatni występ do utworu z The Dark Knight był chyba najlepszy, najbardziej energetyzujący i przykuwający wzrok.

Inną rzeczą, która mnie zachwyciła, była gra świateł. Niby mała rzecz, ale takiego nerda jak ja bardzo ucieszyła. O synchronizacji z orkiestrą i tancerzami nie muszę mówić, ale wspomnę o barwach reflektorów i obrazów na ekranie LED, które w jakimś stopniu symbolizowały postać, o której opowiadała muzyka. Na przykład, gdy leciał motyw z filmu Captain America: The First Avenger scena stawała się czerwona, niebieska, biała. Tak samo, gdy wkroczył Iron-Man wszystko zalewała czerwień i żółć, a gdy pojawił się Hulk, była to zieleń.

Na temat gogli ciężko mi się wypowiedzieć, gdyż takowych nie posiadałam. Aplikacja na telefonie, pożyczonym zresztą od siostry, nie działała poprawnie, ze względu na awarię systemu. Wydaje mi się, że pani z synkiem, która siedziała obok mnie też miała z tym problem. To ugruntowało mnie w przekonaniu, że gogle nie przydałyby mi się. Innym powodem, który mnie w tym upewnił, był fakt, że tylko trzy utwory były wyświetlone za pomocą gogli. Niektóre momenty pokazane były zresztą na telebimie. Czuję, że niewiele przegapiłam z tej wirtualnej rzeczywistości.

Powiem Wam, co było najgorszym elementem spektaklu – zachowanie części publiczności (nie mogę powiedzieć tak o wszystkich, którzy siedzieli do końca, a przynajmniej próbowali, jak np. małe dzieci). Ostatnim utworem, zamykającym koncert, był motyw przewodni z filmu Man of Steel i już w jego trakcie ludzie zaczęli wychodzić, tak jakby nigdy nic. Potem – jeszcze w ramach podsumowania całego występu – orkiestra ponownie odegrała motyw z Avengers, co wzmogło ilość wychodzących osób. Powiem tak: gdybym była na scenie i widziała takie zachowanie, to ubodło by mnie to strasznie. Ja się tu produkuję, daję z siebie wszystko i jeszcze oferuję utwór na bis, a ludzie mają mnie gdzieś i sobie spokojnie wychodzą. Trochę mi było wstyd za te osoby, którym aż za bardzo spieszyło się do domów. Zwłaszcza, że wydali dość duże pieniądze, by zobaczyć występ.

Summa summarum, Superheroes in Concert uważam za naprawdę wspaniałe doświadczenie i nie żałuję, że uszczupliłam nieco swój portfel.  Poczułam się uprzywilejowana, gdy mogłam na żywo usłyszeć i zobaczyć świat herosów (oraz muzyki filmowej, którą także się fascynuję), którym zachwycam się na co dzień. Niejednokrotnie dostawałam gęsiej skórki, a noga sama wybijała takt muzyki. Banan nie schodził mi z twarzy prawie w ogóle. Na pewno wisienką na torcie byłoby pokazanie niektórych scen z filmów. Naprawdę pięknie zwieńczyłoby to całość, ale nawet bez tego sam koncert był genialny i jeżeli kiedyś nadarzy się ponownie taka okazja, to z chęcią się wybiorę raz jeszcze.

Niech moc superbohaterów będzie z Wami!


Autorka: Rose


Wszystkie zdjęcia użyte w artykule pochodzą ze strony Tauron Arena Kraków i również do nich należą wszelkie prawa autorskie.

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Podziel się z nami swoim komentarzem.x