„Wakanda #1” (2022) – Recenzja
Wakanda #1 (2022)
Bezkrólewie
Wakanda jest całkiem sympatyczna. Pomysł spoko, grafika spoko. Może samo wykonanie pod względem poprowadzenia fabuły mogło być lepsze, bo aż prosiło się zawarcie czegoś więcej, czegoś ponad, jakieś satyry, jakiego komentarza. No ale jako rozrywka jest przyjemnie. A w sumie nawet i dobrze, bo wszystko może rozwinąć się ciekawie w dalszych numerach.
The Black Panther is no longer welcome in Wakanda! Who is this proud nation without its king? This exciting new miniseries answers that question as each issue spotlights a different fan-favorite Wakandan character. First up: Shuri proves that being without the Black Panther doesn’t mean Wakanda is without heroes to protect it – and that there is a reason she too once wielded the power. Plus, part one of the “History of the Black Panthers” backup story, providing for the first time anywhere a definitive overview of every Wakandan who has ever held the mantle of the Black Panther!
Wakanda to nie jest komiks, który jakoś by tam porywał czy zachwycał. Jednak czyta się go przyjemnie. Głównie przez klimat, jaki panuje na stronach. Jednak jest w nim coś, w czym odbija się zarowno Afryka, jak i fantastyczno-naukowe nastroje serii. Dlatego czyta się to naprawdę dobrze, gdyż w zeszycie znajdujemy wszystko to, co w historiach spod szyldu Czarnej Pantery ważne, a jednocześnie nie jest to wszystko przesadzone ani zbyt mocno nie skręca w żadną stronę, znajdując balans między każdym istotnym elementem.
I to swoje odbicie, ma też w szacie graficznej. Ta, niby jest prosta, kreskówkowa, ale o dziwo udana. Miła dla oka. Wszystko to, co wspomniałem, podkreśla i jakoś tak do mnie trafia. I trafił ten komiks. Za dużo w temacie mówić nie ma co. To dopiero pierwszy zeszyt i zdradzać nic nie ma, ale przeczytać warto. Ze wszystkich czarnopanaterowych tytułów, jakie czytałem w ostatnich latach (niewiele ich było, przyznaję, ale były) ten jest najciekawszy. I tylko żal, że ponad rozrywkę, nic się tu nie trafia.
Autor: WKP