„Punisher War Journal: Brother #1” (2022) – Recenzja
Punisher War Journal: Brother #1 (2022)
Puni daje radę
Może Punisher od Jasona Aarona przyciąga większe zainteresowanie, ale to jednak zeszyty z serii, w wykonaniu Torunn GrØnbekk wypadają dla mnie lepiej. Bo zamiast bawić się w jakieś dziwne, paranormalne dodatki do serii (jak robi to Aaron), psując mi odbiór, stawia na przyziemne, sensacyjne historie. Jakie w Punim być powinny. I robi to w przyjemny sposób. Oto Punisher War Journal: Brother #1.
Lady Bullseye failed. Lord Deathstrike failed. Every assassin sent to kill Frank fails. The leaders of the underworld crime bosses, heads of terrorist organizations, and even a corrupt government or two come together to solve the growing problem of Frank Castle. Sharing intel, resources, and money, a collective underworld puts out a contract to kill Frank eligible for anyone: assassins, mercenaries or smalltown crooks. The news ripples through the shadows of the world: $500 million to the person who takes down the Punisher. But there’s one face from his past…who’s in this hunt for more than money.
Punisher to jeden z moich ulubionych marvelowskich bohaterów (antybohaterów, by być dokładnym) i co raz śledzę, co tam w serii się dzieje. Ale niestety rzadko dzieje się coś ciekawego. Właściwie chyba od czasu serii Max Aarona (jedyne, co naprawdę mu wyszło), nie znalazłem nic, co by jakoś zachwyciło. Ale Torunn GrØnbekk pokazała, że nie musi mnie zachwycić, bym dobrze się bawił. Bo jej komiks to czysta rozrywka. Niby nic szczególnego. Ale jednak zrobiona tak przyjemnie, że właściwie gdzieś mam czy jest to świeże, czy coś przełamuje czy nie. Po prostu czytam, bo dobrze się bawię, a autorka wyrasta na kogoś, kogo twórczość chętnie bliżej będę śledził.
A sam komiks? To akcja, klimat, szybkie tempo i dobre wykorzystanie tego, że miejsca jest tu niewiele. Więc w zasadzie, można od razu przejść do rzeczy i bezkompromisowo pobawić się historią. Może mogłoby być tu coś więcej, może szata graficzna mogłaby być lepsza. Jednak z drugiej strony i tak jest dobrze. Jest co poczytać, na co popatrzeć i miło, bezkompromisowo, a także niezobowiązująco się rozerwać. Ot tyle, ale ja wolę powiedzieć: aż tyle. Bo i tego coraz bardziej brakuje we współczesnych komiksach.
Autor: WKP