„What If…? Dark: Loki #1” (2023) – Recenzja
What If…? Dark: Loki #1 (2023)
Zbędny Loki
Walter Simonson to thorowa legenda. Ten facet odmienił przygody boga piorunów, wymyślił wiele znaczących postaci z Beta Ray Billem na czele i… No i mnie nie kupił. Niewiele czytałem, ot to co wyszło po polsku, czyli było tego z dziewięć zeszytów pewnie, ale nic tu niczego nie rwało. A jak spojrzycie opinie polskich czytelników w sieci, niewielu było zachwyconych tym wszystkim. Tak czy inaczej, całkiem spoko się to wszystko czytało, były naprawdę dobre momenty, a teraz, w tym niekanoniczym zeszycie pokazuje, że nie powinien do tej opowieści wracać. Oto komiks What If…? Dark: Loki #1.
Walter Simonson returns to his illustrious run on THOR…but this time, Loki’s in charge! A tale of one of Asgard’s worst days – and one of Loki’s best.
W runie Simonsona cenię sobie to, że przede wszystkim postawił na umitologicznienie postaci Thora. W jego wykonaniu bóg gromów pozostał dobrze znanym nam bohaterem, ale jego związki z mitologią stały się o wiele silniejsze. A to pasowało. Rzecz w tym, że jednocześnie twórca ten miał absurdalne pomysły, jak uczynienie Thora Grzmiącą Żabą, a to naprawdę ciężko mi było przełknąć.
No a teraz wraca i jakoś wieje mi nudą. Nie wiem czemu, bo niby wszystko jest na swoim miejscu, ale okazuje się, że nijak mnie to nie angażuje. Czytam i widzę, że zbędne było. Czytam i nie znajduję choćby tych momentów, które kiedyś mnie cieszyły u Simonsona, pokazując, że tkwi w tym jakiś potencjał. Jest tylko akcja, próba ożywienia oldschoolowej estetyki i nic poza tym.
Ta samo jest z szatą graficzną. Próbuje udawać stare komiksy, ale uzupełniona i współczesny kolor, który gryzie się z nią poważnie, traci cały urok. Wygląda to, jak odświeżane klasyki – jeśli czytaliście debiut Thora wydrukowany u nas w jednym z tomów „SBM”, wiecie, jak to wyglądało i tak samo jest tu.
Reasumując, kolejny zbędny zeszyt. Może dla wielkich fanów Thora niezły, ale ja do nich nie należę. Powinno się to bronić samo, a nie broni.
Autor: WKP
