„X-Men: Days of Future Past – Doomsday #1” (2023) – Recenzja
X-Men: Days of Future Past – Doomsday #1 (2023)
Kolejne dni minionej przyszłości
Podstawowe pytanie: po co to powstało? Bo przecież Days of Future Past było już tyle razy, że nawet nie będę liczył. I ja wiem, ważna to rzecz dla serii, bo od niej zaczęły się te wszystkie dystopijne przyszłości i podróże w czasie, ale… No ile można? A no, jak się nie ma już pomysłów, a Marvel od lat ich nie miewa, bierze się i odgrzewa stare kotlety. A te kotlety, chociaż akurat nieźle się ten konkretny czyta, pozostawia zgagę, niesmak i jakiś taki żal, że mając tyle mało znanych historii, którym można byłoby dać nowe życie, Marvel wciąż żeruje na klasykach, których dawno nie powinien ruszać. Oto komiks X-Men: Days of Future Past – Doomsday #1…
THE CATACLYSM THAT LEADS TO THE X-MEN’S DYSTOPIC FUTURE! Return to the future in a tale that reveals the events leading up to the timeless original DAYS OF FUTURE PAST story that’s inspired spin-offs, films and more! In a world where mutants are more than simply hated and feared, but not yet SLAIN and APPREHENDED, the assassination of Senator Kelly comes to pass, bringing with it the Mutant Control Act and SENTINELS on every corner. But with mutantkind on the back foot, what lengths will KATE PRYDE, WOLVERINE, COLOSSUS, STORM, BANSHEE, ANGEL, CYCLOPS, PROFESSOR X and the rest of the X-MEN go to in order to find some way to survive? And what scheme of MAGNETO will bring about their ultimate DOOMSDAY? Witness the thirty-year descent into the dystopic future, replete with the previously untold deaths of key mutant characters, as we flesh out one of the most celebrated X-MEN timelines in its own series for the first time!
Ja nie mam nic przeciw dopowiadaniu, retconowaniu ani nic w tym stylu. Chodzi o to, by robić to dobrze i by nie odcinać kuponików. A tu nie wyszło to tak, jak powinno. Po pierwsze ta historia nie ma klimatu oryginału. Nie czuć tu w ogóle tego czegoś, co sprawiało, że tamta historia miała nie tylko świetną akcję, ale też i sporo głębi i przesłania. Tu została wypełniona szybkim tempem kolorowa fabułka, jakich wiele.
Nie czyta się to źle, ale widać, że nie było pomysłu. Wzięto to, co już znamy i spróbowano dodać to i owo by posklejać w jedno. Ale nie było to potrzebne i tak naprawdę nic nie wnosi. Coś próbuje, ale tylko pozornie. I jeszcze nie za fajnie wygląda, niby nieźle, ale zbyt kolorowo i zbyt efekciarsko, podczas gdy ta historia powinna być opowiadana w innej estetyce, bo nawet barwny klasyk dawał radę budować ciekawy feeling.
Więc… Tylko dla zagorzałych fanów i tyle. Niezłe, ale zupełnie niepotrzebne.
Autor: WKP