„Loki” – Recenzja
Loki
Od kiedy spośród licznego grona bohaterów Marvela zaczęłam faworyzować Thora, najwyższą lokatę w rankingu moich ulubionych super-złoczyńców momentalnie zajął Loki. Stało się tak z prostego względu: przybrani bracia tylko razem stanowią całość i – mimo przeciwności, a może właśnie dzięki nim – ściśle się uzupełniają. Wiecie, coś jak dobro i zło, czerń i biel, yin i yang, itd. Ciężko wyobrazić sobie opowieść o asgardzkich herosach, w której zabrakłoby któregoś z nich.
Poprzez nordyckie mity i legendy, komiksy czy ekranizacje mieliśmy okazję zapoznać się z wieloma historiami z udziałem tej dwójki. W każdej z nich celem syna Laufeya, adoptowanego dziecka Odyna i Frigg, było upokorzenie prawowitego księcia Asgardu, w którego cieniu przyszło mu dorastać.
Porzucając utarty schemat, gdzie przez większość czasu bóg psot i kłamstw knuje, spiskuje i pragnie władzy, w 2004 roku Marvel wydał czteroczęściową mini-serię Loki, autorstwa Roba Rodiego i Esada Ribica, której początek to spełnienie marzeń tytułowego bohatera. Taka alternatywna wersja znanej historii szybko przypadła do gustu fanom na całym świecie, stając się perełką wśród komiksów, co nie uszło uwadze wydawnictwa Mucha Comics, dzięki któremu możemy zapoznać się z całością – zebraną w jeden album – w naszym ojczystym języku.
Nie spodziewajcie się tutaj superbohaterskich potyczek, czy wartkiej akcji – gdyż nie taki był zamysł Rodiego. Postawił on na tragedię, której niejeden dramatopisarz by się nie powstydził.
Loki, na którym czas odcisnął swoje piętno, wreszcie osiągnął upragniony cel – podbił Asgard, ogłaszając się jego władcą. Thor i lady Sif zostali osadzeni w lochach, Frigg znajduje się w areszcie domowym, a Odyn kompletnie przybity całą sytuacją, niewiele ma do powiedzenia. Jednak, jak się szybko okazuje, usiąść na tronie to jedno, a sprawować faktyczną władzę to całkiem co innego. Poddani nie zamierzają ułatwiać nowemu królowi sprawy, a przed buntem powstrzymuje ich tylko strach o własne życie. Dyplomaci domagają się rozmów, a sojusznicy żądają spłaty długów. Co na to Loki? Cóż, nie radzi sobie kompletnie – nie ma pojęcia o administracji, a przyziemne sprawy królestwa zwyczajnie go nużą. Na dodatek zjawia się Hela, która domaga się natychmiastowej śmierci Thora.
To wszystko sprawia, że boga kłamstw dopadają wątpliwości i wyrzuty sumienia: czy powinien zabić brata? Co więcej, czy potrafi to zrobić? Z każdą kolejną stroną ten wewnętrzny konflikt Lokiego się pogłębia, a my wraz z nim – poprzez retrospekcje – odkrywamy gorzką prawdę o jego dzieciństwie i pozornie nieskazitelnych Asach. Scenarzysta tak bowiem pokierował historią, by w bardzo smutny sposób zaprezentować sens istnienia i przeznaczenie głównego bohatera.
Strona graficzna albumu prezentuje się wspaniale, chociaż, gdy pierwszy raz wzięłam komiks do ręki, byłam porażona ilością brzydoty wylewającą się z każdej ilustracji. Ribic postawił na naturalność w pełnym tego słowa znaczeniu. Pomarszczony, bezzębny Loki na tle pięknej Sif i emanującego boskością, doskonałego Thora robi niesamowite wrażenie i tylko potęguje dramatyzm historii. Użycie delikatnych, przygaszonych pasteli w połączeniu z wyrazistymi ciemnymi barwami daje poczucie mroku, który spłynął na Asgard i umysł samego boga kłamstw.
Polskie wydanie, jak już wspominałam, zawiera wszystkie cztery zeszyty serii.
Porządną, twardą oprawę komiksu zdobi grafika, która w oryginale przypadała na numer drugi. Śliskie, grubsze strony albumu lekko połyskują, co zdecydowanie podkreśla artystyczne ilustracje. Na pochwałę zasługuje też posłowie, gdzie cała historia została opisana w formie tekstowej. W bonusie dostajemy szkicownik z niewykorzystanymi projektami okładek, a także krótkie biografie twórców. Cena 49 złotych wydaje się być w sam raz za taką jakość komiksu.
(Kliknij w obrazek, aby go powiększyć)
Loki to spójna i ciekawa historia, chociaż zakończenie samo w sobie jest dość przewidywalne. Album nie należy do lekkich i przyjemnych lektur – potrafi przygnębić, a na pewno zmusza do refleksji, ale tym mnie właśnie ujął. Ukazany tu bóg kłamstw w niczym nie przypomina tak uwielbianego przez rzeszę fanów (a zwłaszcza fanek) swojego odpowiednika z MCU – granego przez Toma Hiddlestona. Loki w tej historii jest stary, zagubiony i zasługuje na współczucie. Natomiast inni wspaniali herosi zostają w pewnym stopniu odarci z idealizmu, co jest niezwykle interesującym i odważnym zabiegiem ze strony scenarzysty.
Wizualnie komiks chętnie umieściłabym w jakiejś galerii sztuki, a całość poleciłabym wszystkim, którzy nie boją się inności i szukają w obrazkowych historiach czegoś więcej niż mordobicie. Co tu dużo mówić – to powieść graficzna, której wystawiam ocenę celującą i mogę tylko żałować, że nie sięgnęłam po nią wcześniej.
Autorka: Zireael
Za egzemplarz do recenzji dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics.
Błagam was – fotografujcie tak że grzbiety komiksów w twardych oprawach
Nie ma problemu, zrobi się 😉