„All-New Wolverine: Odporna” (Tom 4) – Recenzja
All-New Wolverine: Odporna (Tom 4)
Wolverine na kwarantannie.
Seria All-New Wolverine powraca z nowym tomem przygód i jest to tom nowy pod wieloma względami. Z jednej strony mamy tu bowiem zmianę czcionki tytułu, z drugiej kostium bohaterki też przechodzi rewolucję, co ważniejsze jednak przed dawną X-23 otwiera się zupełnie nowy rozdział życia i kariery. Co z tego wyniknie?
Tajemniczy statek z niebios. Pasażerka zarażona zabójczym wirusem. I dwa słowa, które wywrócą świat Laury Kinney do góry nogami. Tak rozpocznie się wyścig z czasem, w którym Wolverine, uwięziona w mieście objętym kwarantanną, musi powstrzymać rozprzestrzenianie się śmiertelnej choroby. Jak daleko się posunie, by ocalić zakażonych? I czy ryzykowna wyprawa w kosmos ze Strażnikami Galaktyki pomoże jej rozwikłać zagadkę pochodzenia wirusa?
Tak brzmi oficjalny opis tego tomu serii. Fabuła bardzo na czasie, prawda? Przypadek do kiedy Egmont zapowiadał ten tom kilka miesięcy temu (a planował jego wydanie zdecydowanie wcześniej), nikt chyba nie spodziewał się, że tak będzie wyglądała nasza szara polska rzeczywistość w dniu premiery. Wirus. Kwarantanna. Walka ze śmiercionośną choroba, zbierającą krwawe żniwo… Życie w takiej atmosferze podkręca emocje wynikające z czytania tego komiksu, ale i bez tego jest to po prostu bardzo dobra opowieść superhero.
Przyznam, że kiedy seria All-New Wolverine po raz pierwszy pojawiła się na polskim rynku, nie byłem nią zachwycony. Pierwszy tom, choć niezły, był poprowadzony według doskonale sprawdzonego schematu, który nie zawodził co prawda, ale też i nie zachwycał, a przy okazji także i nie zaskakiwał. Potem jednak Tom Taylor, scenarzysta serii znany z pracy nad takimi tytułami, jak Star Wars, Superior Iron Man czy Teczka, poszedł w inną stronę. Pełnymi garściami czerpiąc z kobiecych komiksów Marvela i estetyki, jaką widzieliśmy np. w Spider-Woman Denisa Hopelessa, postawił na lekkość, humor i swobodę. I wyszło to serii na dobre.
Teraz akcja jest nieco poważniejsza, ale nie traci swej nonszalancji. Mrok przelata się tu z lekkością, klimatyczne sceny z tym, co łagodne i codzienne, a akcja i tajemnice wciągają, bawiąc i intrygując. Czyta się to szybko, lekko i przyjemnie, a że ilustracje Leonarda Kirka (Supergirl, X-Factor) są udane, także i miło ogląda. Tradycyjnie nie zawodzi tez świetne egmontowskie wydanie na kredowym papierze.
W skrócie: ponad 130 stron dobrej rozrywki u boku jednej z najostrzejszych i najgroźniejszych kobiet Marvela. Nie genialnej, ale w swoim gatunku naprawdę godnej polecenia. Szczególnie w ten trudny czas.
Autor: WKP
Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Egmont Polska. Jeśli recenzja was przekonała do zakupu, to serię/tom możecie nabyć tutaj.
Komiks na współczesne czasy. Dalszy komentarz jest zbyteczny…