KomiksyTeksty

„Amazing Spider-Man: Korporacja Beyond” (Tom1) – Recenzja

Amazing Spider-Man: Korporacja Beyond (Tom 1)
WTÓRNE ZŁEGO POCZĄTKI

Jest już pierwszy tom Amazing Spider-Man: Korporacja Beyond (pierwszy z dwóch), historii, która miała zmazać niesmak po słabym runie Spencera, stanowiąc nowe otwarcie – a raczej pomost do tego nowego otwarcia – i być przy okazji wielkim eventem, który z jednej strony idzie w nowe, z drugiej wraca do starego. I co? I jest znów nijako. Początkowo nie tak źle, wtórnie, ale całkiem nie najgorzej się to czyta, kiedy jednak zaczynają się żonglerki i zmiany scenarzystów, a Saladin Ahmed po raz kolejny dobitnie pokazuje, że jednak Pająka nie czuje – czytałem jego Ultimate Spider-Mana, też o kolonach, bo na cały run nawet nie próbowałem się porwać, i tam również była taka sztampa, sztywne dialogi i kiczowata akcja, a bohater nie miał charakteru, do jakiego przywyknąłem – i nie powinien go pisać, cóż… Fani sięgną, wiadomo. Jak widać sam sięgnąłem. Reszta? Nie ma po co zaczynać przygody z Pajęczakiem od tego runu, skoro jest tyle lepszych historii dostępnych na polskim rynku.

Peter znów nie ma lekko. Nie dość, że po ostatnich wydarzeniach nie może poradzić sobie ze stratą przyjaciela, to jeszcze w jego życiu znów pojawia się Ben – jego klon. A to pojawienie się klona to zaledwie szczyt góry lodowej, bo oto korporacja Beyond, która wykupiła resztki po Parker Industries, posiada też prawa do pajęczego wizerunku, które niegdyś zarejestrował Otto i zatrudniła Bena, by był ich Spider-Manem. Pomagają mu, zbroją go, wyposażają w technikę i… Peter w zasadzie jest tu zbędny, ale przez moment obaj działają razem. Niestety walka z wrogami doprowadza do sytuacji, w której Parker w ciężkim stanie ląduje w szpitalu, bez nadziei na pomoc, co wymusza na jego bliskich, a ciotce May zwłaszcza, podjęcie nieoczekiwanych decyzji. Tymczasem rolę Spider-Mana przejmuje Ben, który szybko trafia na celownik Morbiusa i Kravena…

Jak widać, cokolwiek tu się dzieje, jest skopiowane z drugiej Sagi klonów. Tam w historii Blood Brothers Peter w ciężkim stanie, bliski śmierci, trafił do szpitala, a Ben był wtedy Spiderem (ba, nosił nawet ten sam kostium, co teraz). Co ciekawe, właśnie ta historia została potem niemal dosłownie skopiowana przez Straczynskiego i kolegów w fabule The Other (było w czwartym tomie jego runu po polsku). Wątek z Octopusem, który tu dostajemy to wypisz wymaluj Pajęczyna śmierci z Clone Sagi, a to tylko te najbardziej rzucające się w oczy – i wypełniające jednocześnie większość tomu – bezczelne powtórki z rozrywki. Trochę takie podejście dziwi, bo raz, że Saga klonów – ta druga, z lat 90. XX wieku – to rzecz, która niemal pociągnęła na dno Spider-Mana i Marvela i długo próbowano odrobić straty, więc jej powielanie wydaje się nie mieć sensu. Dwa – jeśli już powielać, to żeby co poprawić, zmienić, podkręcić, a niestety, tu mamy te fabuły zrobione o wiele gorzej, niż kiedyś. A to dobitnie pokazuje, co dzieje się w Marvelu od paru lat – brakuje już jakichkolwiek pomysłów na nowe historie, a te, które powstają, rzadko kiedy są obecnie dobre. I rzadko kiedy jest sens je kupować, bo skoro to w zasadzie to samo, co już było, ale gorsze, czemu nie przeczytać raz jeszcze tego, co już znamy i lubimy?

Największym plusem całości – a jednocześnie jednym z największych minusów przygód Spidera ostatnich lat – jest powrót do postaci Janine, której nie widzieliśmy od drugiej Sagi klonów właśnie. Plusem, bo ja ją lubię i była ciekawą, dobrze nakreśloną postacią. Minusem, bo wiem, co z niej zrobi potem Marvel i jak bardzo to spier… zepsuje znaczy (mały spoiler: czy każdy w komiksach superhero musi mieć jakieś moce? nie może już być zwykłych ludzi? a kwestia ta wciąż jest żywa zwłaszcza po tym, kto okazał się ostatnio Venomem). Okej, jeszcze szybko się to czyta, ale niestety nierówno. Album pisało łącznie sześciu scenarzystów (każdy dostał po mniej więcej dwa zeszyty), a rysowało około dziesięciu osób. A że mamy tu twórców, którzy prezentują różny poziom, tak i ich prace są i lepsze, i gorsze. I te różnice pomiędzy poszczególnymi fabułami są spore, choć jednocześnie nikt nie zrobił tu choćby jednego naprawdę dobrego zeszytu – wszystko jest albo zachowawcze i co najwyżej niezłe, częściej jednak to przeciętniaki, gdzie dużo akcji ma maskować brak pomysłu, ale i brak umiejętności wyciśnięcia czegoś z kopiowanych treści – z tym, że i tak nie maskuje.

Graficznie jest nieźle, ale to też typowa, nijaka robota. Nawet Pichelli, która miło robiła oczom w Ultimate Spider-Manie wypada tu bez charakteru i tej jakości, której po niej się spodziewałem (bliższa jest swoich wczesnych prac, takich cartoonowych i niezbyt fajnych), choć mam momenty. fajnie prezentują się tu Dowling i Fornes, wnosząc więcej klimatu i realizmu, reszta jednak to taka typowa robota, w której tak, jak nie ma artyzmu, tak i nie ma indywidualizmu – coś, jak ta kiepska okładka, która zdobi ten tom. Tom, swoją drogą solidny (360 stron), dobrze wydany, chociaż Egmont mógł nam to puścić w jednym albumie, liczącym jakieś 650 stron albo wydać obie części na raz, jak zrobił to z X Mieczy, jakiś czas temu (na szczęście, albo nie, na ciąg dalszy musimy poczekać tylko do czerwca). Tak czy inaczej, Korporacja Beyond to… no tom, jak tom. Poziom poprzednich kilkunastu części, czyli wtórna treść i brak czegoś, co dostarczyłoby frajdy. Szkoda. Ale tak, a nawet gorzej, będzie w tej serii przez jeszcze długi czas (run Wellsa potrwa przez sześćdziesiąt numerów – bez wliczania w to Beyond) i w przyszłości nic się nie zmieni, bo pierwszy numer następnego runu, tego od Joe Kelly’ego, czytałem i wypadał jeszcze gorzej.


Autor: WKP


Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Egmont Polska. Jeśli recenzja przekonała Was do zakupu – opisywany tom/serię możecie nabyć tutaj.

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Podziel się z nami swoim komentarzem.x